Thomas Pynchon: "49 idzie pod młotek"

1966

Po "Tęczy grawitacji" to oczywiście spore rozczarowanie - nie dorównuje jej w ani jednym aspekcie (no, jest dużo łatwiejsza w odbiorze) - ale ma swój urok i parę znajomych mi już zabiegów Pynchona czyni tę książkę przyjemną i niesztampową lekturą. Bardzo dobre studium i atmosfera paranoi, zbudowane na odrealnionej historyjce o tajemniczej wojnie dwóch organizacji pocztowych. Pynchon buduje niby realistyczną, ale podskórnie balansującą na granicy surrealizmu rzeczywistość pełną osób, wydarzeń i zbiegów okoliczności trochę zbyt dziwnych, zwłaszcza w takim zagęszczeniu. Podkreśla to jeszcze dziwaczna, rozpędzona, skacząca i dość swobodna narracja. Językowo ma swoje momenty, ale to już zupełnie nie to samo co "Tęcza". Bywa zabawnie. Niezła rzecz, ale nic więcej. Gdybym zaczął z nim przygodę od tego miejsca, jak podobno wiele osób robi, nie miałbym większego parcia na kolejne pozycje


6.5/10

Komentarze