The Verve: "Urban Hymns"

1997

Naprawdę godny szacunku, a może nawet i uwagi godny britpop. Wprawdzie nie da się ukryć, że z pewnego punktu widzenia mamy tu do czynienia ze zbiorem kilkunastu mniej lub bardziej banalnych poprockowych kawałków do radia, ale kreatywność i dobre decyzje zespołu sprawiły, że wiele z tych kawałków staje się czymś więcej, a trzymanie pretensjonalności na wodzy, miłe brzmienie i dobre melodie - że reszta jest albo fajna, albo już przynajmniej znośna. Podstawowa sprawa to nie za mocny, ale wyraźny skręt w stronę psychodelii - czasem kulawej, czasem przeciętnej, ale parę razy naprawdę udanej. Wiąże się to ze sprawą drugą, czyli brzmieniem - nie do cna popowym, trochę rozlanym, miękkim, gęstym, będącym pokłosiem shoegaze'owej przeszłości zespołu. Do ściany gitar dochodzą całkiem rozsądne wstawki smyczkowe, a na tym tle dobrze wpasowuje się leniwy, rozchodzący się echem wokal. To wszystko nie nosi cech jakiegoś geniuszu, ale na ogół naprawdę fajnie do siebie pasuje i w tych najmocniejszych punktach albumu tworzy odprężoną, nienachalnie psychodeliczną, pogodną acz sentymentalną atmosferę, która rozlewa się na te mniej klimatyczne kawałki, tworząc album zaskakująco satysfakcjonujący.

Bitter Sweet Symphony to coś więcej niż tylko diabelnie chwytliwy hicior, choć to również (słynny smyczkowy motyw dzisiaj brzmi już mocno oklepanie, ale był strzałem w okolice dziesiątki) - to kawałek o całkiem wyrazistej sile wyrazu emocjonalnego, rytmiczna masa dźwięku i medytacja zarazem, pełna pozytywnej lecz nie hedonistycznej energii, muzyczny ekwiwalent jazdy samochodem wzdłuż słonecznego wybrzeża - potężnie odprężający. Z pozostałych utworów warto rzucić uchem na Catching the Butterfly, relaksującą, oniryczną, psychodeliczną, melodyjną mantrę podpartą gęstym gitarowym brzmieniem; The Drugs Don't Work, owszem, momentami wręcz kiczowatą balladę, ale momentami z melodiami o obezwładniającym uroku trochę spod znaku rocka alternatywnego; w szczególności Weeping Willow, eteryczne i rozpływające się brzmieniowo, pełne luzu i najsilniej, najszczerzej psychodeliczne na całym albumie.

Być może ten album mógłby się spokojnie nie przydarzyć muzyce, może miejscami przynudza, ale go lubię - nie znam wiele muzyki tak skutecznie odprężającej bez większego wysiłku intelektualnego. Takie rzeczy się przydają.


6.5/10

Komentarze