The Stranglers: "Rattus Norvegicus"
W jednym z pierwszym punkrockowych albumów raczej mało jest surowości, agresji i prostoty, jakie kojarzą się z wczesnym punkiem za sprawą Ramones czy Sex Pistols. Brzmienie nie jest brudne, a właściwie to całkiem czyste i przejrzyste. Brzmienia new wave z domieszką post punku są tu szerokie i kluczowe; kolorowe dźwięki organów, syntezatora i pianina elektrycznego oraz wciągające, pulsujące, wyeksponowane linie basowe zapewniają brzmienie przystępne i ciepłe, jednocześnie nie ujmując niczego z energicznej rytmiki. Rezultatem są nieskomplikowane, ale bardzo przyjemne piosenki, chwytliwe, pełne wielkie energii i na całkiem niezłym poziomie instrumentalnym; nic bardzo wyrafinowanego, ale całkiem sporo się tu dzieje i jest w co się wsłuchać.
Jeden z najmocniejszych kawałków wkracza na samym początku - Sometimes urządzone jest przez mocny wokal, nieustępliwy rytm, chwytliwą linię basową i ładne ozdobniki klawiszowe oraz dobrą gitarę, czyli przez cały zespół. Goodbye Toulouse to z kolei jeden ze słabszych fragmentów, niby z gęstym tłem gitarowo-organowym, ale trochę monotonny. London Lady jest jednym z najczyściej punkrockowych utworów, szczególnie mocno nastawionym na proste i ostre akordy gitarowe i potężną energię rytmu, w dodatku wokal Burnela jest zdecydowanie bardziej punkowy niż Cornwella. Wpływy bardziej wyrafinowanych odmian punku robią jednak swoje - robią bardzo mocny punkt programu, który mija błyskawicznie. Princess of the Streets to oryginał - spowolnione tempo, metrum 6/8 i liryzm instrumentalny dają tu coś w rodzaju punkowego walca; gitara Cornwella wspina się na swoje absolutne wyżyny, Burnel co prawda pokazuje, że lepiej czuje się w sytuacjach mniej wysublimowanych i szybszych, ale ma i tak swój urok. Mój ulubiony utwór na albumie. W Hanging Around aż tyle się nie dzieje, ale jest bardzo chwytliwe, niemal taneczne i mocne wokalnie. To jeden z mniej punkrockowych utworów, bardzo melodyjny i gładki, prawie romantyczny. Reaggujące Peaches również jest wybitnie chwytliwe - chwytliwy refren, riff i motyw basowo-klawiszowy - ale cierpi trochę z powodu monotonii. (Get A) Grip (On Yourself) jest potężnie energiczne, z chwytliwym głównym motywem wokalnym i szalejącymi klawiszami, przełamane saksofonem. Ugly lubię najmniej z całego albumu, jest w porządku, ale chyba najbanalniejsze instrumentalnie, trochę przynudza, a na siłę ryczący wokal niezbyt mnie przekonuje. Down in the Sewer to próba najambitniejsza, najbardziej złożona (cztery części, w tym trzy instrumentalne, wszystkie zespolone riffem przewodnim) i rzeczywiście jedna z najmocniejszych. Część druga z wokalem trochę odstaje i przynudza, ale instrumentalne są naprawdę interesujące.
Czaderskie granie, no naprawdę, czysta przyjemność od początku do końca. Jest po prostu zbyt wiele ciekawszych i piękniejszych rzeczy, żebym zapoznawał się z resztą twórczości The Stranglers, ale warto dać im szansę. I ci goście naprawdę wystąpili na Sylwestrze z Dwójką 2015 na rynku we Wrocławiu? Rany.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz