The Rolling Stones: "Beggars Banquet"
Niezwykłe, że grupka Brytyjczyków tak dobrze pojęła, poczuła i zaadaptowała do swoich utworów kilka różnych fundamentalnych nurtów muzyki amerykańskiej, tworząc jeden ze ściśle najlepszych dokonań roots rocka, czyli muzyki jednocześnie bardzo współczesnej, rockowej, jak i bardzo mocno przesiąkniętej muzyką starą. Stonesi nie mają problemu, by grać autentyczne country, autentycznego bluesa, autentyczny amerykański folk i rock and rolla, a co więcej nie mają problemu, by łączyć to wszystko - bez szkody dla autentyczności - z własnymi pomysłami stojącymi często w przedsionku hard rocka. Ta autentyczność, prowadząca do szczerego, wyrazistego klimatu americany i połączenie jej z (nie mniej autentycznym) rockiem późnych lat 60. to pierwsza zaleta tego albumu; drugą jest bardzo dobre panowanie nad fakturą i brzmieniem z wykorzystaniem różnorodnych instrumentów - może nie prowadzi do jakiegoś brzmienia nie z tej ziemi, zresztą stylistyka na to nie pozwala, ale udaje się tu osiągnąć wydźwięk pełnokrwisty, gorący, gęsty oraz zachować bardzo smaczne proporcje pomiędzy ładem i celowością a swobodą i różnorodnością.
Wśród kilku dobrych, ale nienadzwyczajnych utworów udała się Stonesom jedna perełka. Sympathy for the Devil to namiętne, gorące, energiczne i bardzo kreatywne połączenie rocka and rolla, hardrockowych riffów, niemal funkowych basów, latynoskich perkusjonaliów, bluesa, plemiennych pohukiwań i wszechwładnego fortepianu spod znaku wysublimowanego boogie-woogie, porywający kawałek zbudowany na hipnotyzującej progresji akordów, posuwający się naprzód z gracją rozpędzonej lokomotywy. Bardzo dobry jest też Stray Cat Blues, ciężki lecz bardzo pogodny, antycypujący hard rock kawałek z głębokim brzmieniem basu, wszędobylskimi swobodnymi gitarami, zadziornym wokalem i harmoniczną wyrazistością zapewnianą przez fortepian.
W pozostałych piosenkach na większą uwagę zasługuje nostalgiczna gitarowa ballada No Expectations; autentyczność muzyki country w Dear Doctor i Prodigal Son, autentyczność bluesa w Parachute Woman, autentyczność folku w Factory Girl; nowatorskie brudne brzmienia w Street Fighting Man; podniosłą melodię i głębokie brzmienie hymnu Salt of the Earth.
To nie jest jakaś olśniewająca muzyka nawet jak na rock, ale jest klimatyczna, szczera, energiczna, stworzona z wielką celowością wszystkich elementów, rozsądna i dopracowana. Choć naprawdę świetny utwór jest tylko jeden, to wszystkie pozostałe, od ambitniejszych piosenek po małe pigułki country czy bluesa, mają tu swój cel i wszędzie dzieje się coś ciekawego.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz