The Glenlivet 18 Year Old
Trzecia już wersja The Glenlivet, od której zacząłem przygodę z tym blogiem. Najpierw zachwyciłem się 12-letnią, potem trochę rozczarowałem 15-letnią, bo wcale nie była wyraźnie lepsza od podstawki - mam nadzieję, że osiemnastka będzie już sporym krokiem naprzód.
Głęboki do jasnego bursztyn - dość majestatyczna. Bardzo intensywna, wyrazista woń - z jednej strony bardzo rześka od owoców, z drugiej masywna od beczki, dymu, karmelu; naprawdę bardzo, ale to bardzo wiele się tu dzieje: pomarańcze, kandyzowane pomarańcze, karmel, wręcz toffi, gruszki, dużo wanilii, smagnięcie dymem, dąb, przyprawy - genialny aromat, dość lekki, słodki. W ustach pokazuje pazury, owoce muszą się oddalić (choć słodycz zostaje) na rzecz dymu, kwaskowatości i pieprzności, ogólnie dość agresywna, może trochę zanadto; po dolaniu paru kropel wody zyskuje, robi się przyjemnie korzenna. Finisz rozpoczyna się od potężnego natarcia pikanterii, lekko paraliżującego, agresywnie pieprznego, ale w korzystny sposób; rozchodzi się powoli, w stronę nut owocowych, tu bardziej jabłkowych, korzennych, dębowych, znów robi się bardzo słodko - cudownie przyjemna.
To zdecydowanie najlepsza whisky spośród tych trzech, ale wciąż nie jakoś niebywale lepsza od poprzedniczek. Zachwycając się świetną dwunastką, liczyłem, że na etapie osiemnastki będzie już genialnie - genialnie jeszcze nie jest, acz wybitnie na pewno. Starszych wersji już w Polsce nie widziałem, ale widziałem edycje specjalne, jak Nadurra i zapewne one będą następnym krokiem w zgłębianiu tej świetnej destylarni.
9.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz