Taylor's 10 Year Old Tawny

2003 / Portugalia / Douro / 20% alk.

Nie mam za dużo wspomnień z winem - w sumie odkąd zacząłem prowadzić tego bloga, nazbierało się już takich wyrazistych wspomnień więcej niż wcześniej było (zasługa w tym dużych butelek, które może nie wymuszają, ale skłaniają mocno do degustacji w wieloosobowym gronie). Z poprzednich natomiast moje pierwsze i chyba najciekawsze z zewnętrznego punktu widzenia wspomnienie to wizyta w Porto, winiarskiej stolicy Portugalii. Nie pamiętam dużo, miałem wtedy jedenaście lat, ale zwiedziłem wraz z siostrą i rodzicami piwnice Taylora, jednego z dwóch największych producentów wina porto. Do dziś nie wymazałem z pamięci obrazu gigantycznych, przytłaczających, dębowych beczek w mrocznych magazynach i do dziś nie wyrzuciłem dwóch małych buteleczek porto Taylora w drewnianym pudełku, które przywiozłem sobie jako pamiątkę z tego miejsca. Niestety o winie wiedziałem wtedy tak wiele, że niedługo potem otworzyłem je, by spróbować po łyku, a resztę zostawiłem na lepszą i bardziej dorosłą okazję, nie wiedząc, że się niedługo popsują.

Tyle wspomnień. Jeśli chodzi o Taylora, to historia tej firmy zaczęła się w 1692 roku, gdy założył ją w Portugalii angielski kupiec Job Bearsley. Joseph Taylor stał się współwłaścicielem przedsiębiorstwa dopiero na początku XIX wieku. Historia tego producenta jest tak długa i obszerna, że nie będę silił się na jej przytaczanie - można ją poznać w szczegółach na oficjalnej stronie internetowej. Taylor, posiadając obecnie cztery winiarnie w Douro, produkuje bardzo dużą liczbę różnych porto, z czego najsłynniejsze są te klasyfikowane jako vintage. Ja trafiłem na jedno z kategorii "bogatych i łagodnych", najmłodsze, dziesięcioletnie, zabutelkowane w 2013 roku. Jest przeznaczone do wypicia od razu po zabutelkowaniu, nie ma więc się co bawić w starzenie, czas je wypić.

Kolor ciężko jednoznacznie zdefiniować, jest z pozoru ciemnoczerwony, pod mocniejszym światłem robi się miedziany lub szkarłatny - przepiękny, bardzo świetlisty i złożony wygląd. Od samego początku bardzo mocno udziela się zapach brandy, którego głównym składnikiem jest mocno palony karmel, jest też obecna owocowa rześkość: trochę winogron, ale również jabłko, może trochę gruszki i wiśni; zdecydowanie słodki aromat, dość ciężki, ale nie ociężały. Występuje również przyjemna, nie za wysoka kwaskowatość; wszystko otoczone jest intensywnym zapachem dębowej beczki. W smaku pozostaje słodycz a la brandy, jednocześnie robi się znacznie bardziej owocowe niż w aromacie, co w wyniku daje wino o słodyczy bardzo wysokiej, ale też bardzo przyjemnej, takiej właśnie owocowej, młodej i zwiewnej. Niezwykle przyjemny finisz, który łączy klasyczną cierpkość czerwonego wina z mocno palonym destylatem - wspaniałe, idealne do delektowania się nim powoli, przez cały wieczór zimowy lub jesienny.

Kolejne piękne wino, ciekawe, kiedy trafię na coś niesatysfakcjonującego. Co oczywiste, zupełnie inne od wszystkich poprzednich, znacznie bardziej degustacyjne, rozgrzewające, trzeba dać mu czas. Mimo wszystko spory kawał drogi od potencjalnej doskonałości, ale jeśli dziesięcioletnie jest tak świetne, to ciekawe, jak cudne muszą być starsze wersje.


8.5/10

Komentarze