Tadeusz Baird: "Four Essays"
Nie przestaje mnie zadziwiać, jak wielu polskich kompozytorów ma do zaoferowania dzieła z półki "nie do przegapienia". Przesłuchując tej kompozycji Tadeusza Bairda pobieżnie można by nawet machnąć ręką i powiedzieć, że to tylko jeszcze jedna bardzo dobra, ale mało wyróżniająca się atonalna kompozycja z połowy XX wieku, ale poświęcając jej pełną uwagę odkrywamy niezwykle enigmatyczny i oryginalny utwór. Cztery Eseje to muzyka niekończącej się, niemożliwej do odkrycia tajemnicy, oglądanie enigmy z każdej strony - niespieszny, przepełniony ciszą, nokturnalny a może nawet kosmiczny pejzaż powoli snujących się dźwięków. Podoba mi się tu najbardziej właśnie ta niespieszność, rozlewanie się dźwięków, rozlewanie się faktury, płynne przechodzenie pomiędzy bardzo odmiennymi brzmieniowo, agogicznie i fakturalnie fragmentami. Spokój i niepokój współistniejące. Świetne wrażenie robią mocniejsze, pełnoorkiestrowe, głośne lub szybkie fragmenty - dzięki temu że są rzadkie, krótkie i zaskakujące na tym statycznym krajobrazie dryfujących dźwięków. To interesujące oblicze atonalności, łączące względną łagodność, spokój z klimatyczną głębią i mrokiem. Każda część ma do zaoferowania bardzo interesujące zakamarki, ciężko wskazać najciekawszą, zresztą mimo przerw ten utwór jest ciągłością. Być może "w skali światowej" nie jest to istotnie jakaś przełomowa, nie wiadomo jak piękna czy skrajnie oryginalna kompozycja, ale dość magiczne dziewiętnaście minut.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz