Steven Spielberg: "Lista Schindlera"
Co może powstać, kiedy "popularny twórca kina familijnego" weźmie na warsztat holocaust? Nie za wiele, ale jednak powstał godny uwagi film, który nie zasługuje chyba na szczęście na miano "holocaustu dla całej rodziny" i którego największym grzechem jest rozsmarowanie tematu na ponad trzech godzinach w imię paskudnej zasady hollywoodzkiej kinematografii "więcej znaczy lepiej", podczas gdy historia w zupełności zmieściłaby się w dwóch albo i mniej i nie ucierpiałoby na tym nic poza długością rozrywki (bo umówmy się, że jest to film tak rozrywkowy, jak tylko może być rozrywkowy film o holocauście). Długość męczy zwłaszcza w pierwszych dwóch godzinach, które są aż boleśnie poprawne; wymuskane, ale bez esencji. Ostatnia godzina, choć w trochę zbyt bezczelny sposób grająca na emocjach, pozwala jednak Spielbergowi odejść z tarczą - przy tej swojej ckliwości jest wciąż bardzo ładna. Nie jest to może film niesubtelny, ale już na pewno nie jest zbyt wyszukany - parę scen Spielberg pomyślał sobie jednak całkiem, całkiem. No i Liam Neeson dał radę. Bardzo zachowawcze kino, ale niezłe.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz