Stephan Elliott: "Priscilla, królowa pustyni"
Film sympatyczny, solidnie nakręcony, z dającymi się lubić postaciami i dialogami, niestety nieprzyzwoicie nudny. Historia jest przeraźliwie licha, wręcz jest jednym wielkim zapychaczem dla idei zrobienia filmu o transwestytach. A i ta idea kończy się właściwie na błysku pod tytułem "zróbmy film o transwestytach". Ale o czym dokładnie? No o transwestytach, niech sobie będą, przebierają się, śpiewają i gadają o niczym, bezustannie odnosząc to "nic" do bycia transwestytami. Jasne, jest tu mały dramacik, ale zabójczo płytki i banalny. Te sto minut odczułem jak co najmniej trzy godziny.
3.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz