Stanley Kubrick: "Oczy szeroko zamknięte"
Nie jest to wielkie kino, ale jest potwornie zgrabne i dość charakterne. Kubrick na sam koniec kariery powraca do tak dawno porzuconego noir, w które przyozdabia wypowiedź na temat instytucji zdrady (niekoniecznie) małżeńskiej, zazdrości i ogólniej mrocznych stron seksualności człowieka. To interesujące tematy i nowela Schnitzlera nie porusza ich w satysfakcjonująco głęboki sposób, ale wystarcza do stworzenia dobrego filmu. Zgrabne bardzo jest to przedstawienie nocnych eskapad głównego bohatera, świetnie oblanych właśnie wyraźnie mającą swoje korzenie w neo-noir atmosferą, jako metafory zgubnego zagłębiania się w odmęty seksualności (jak sądzę). Kubrick subtelnie operuje nocnymi lokacjami świątecznego Nowego Jorku, sytuacjami, ścieżką dźwiękową, a także niby przypadkowo nienaturalnym oświetleniem tam i ówdzie, by wszystko obrosło tajemnicą i mrokiem. Wyciska też całkiem niezłe aktorstwo z pary aktorów nurzających się przez prawie całą karierę w obrzydliwej chałturze. Lynch mówi o podobnych sprawach nieporównywalnie ciekawiej, ale i Kubrickowi warto dać szansę.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz