Stanley Kubrick: "Mechaniczna pomarańcza"
Gdy obejrzałem ten film po raz pierwszy, dawno temu, wystawiłem mu ocenę bardzo średnią. W miarę szybko - bez oglądania go ponownie, a jedynie powracając do paru krótkich scen - z dużą pewnością podniosłem ocenę niemal do najwyższej. Po latach urządziłem sobie seans numer dwa i znów ściągam ocenę w dół (choć nie aż tak bardzo, jak na samym początku). Sprawa okazuje się być następująca: o "Mechanicznej pomarańczy" trochę przyjemniej się myśli niż z nią obcuje bezpośrednio i faktycznie posiada ten obraz parę wyśmienitych scen (które sobie powtórzyłem i które emanowały swoją wybitnością na cały film). Ta pierwsza przypadłość może być wyjaśniona przez fakt, że niezła, ale nie do przesady złożona myśl przewodnia jest tu rozciągnięta na ponad dwóch godzinach taśmy. Kubrick, bardzo wiernie trzymając się powieści, wprowadza za Burgessem refleksję filozoficzną, psychologiczną, socjologiczną i politologiczną, ale na raczej podstawowym poziomie, znaczy się - ani to wszystko oryginalne, ani skomplikowane. Taca, na jakiej to serwuje, jest co prawda bardzo zajmująca, ale nie wspomaga tego trochę skromnego dania na tyle, by mówić o genialnym dziele. Ponura, wręcz mdląca, w pewien osobliwy sposób zimna wizja przyszłości zapada w pamięć, scenografia jest momentami świetna, podobne komplementy można prawić frazie Alexa (notabene znakomicie odegranego przez niezbyt doniosłego aktora) i paru innych postaci. Ciężko przejść obojętnie nad subtelnie dziwaczną pracą kamery, artyzmem niektórych scen, niezwykłym podejściem reżysera do ścieżki dźwiękowej. Atmosfera tego filmu nie jest najprzyjemniejsza, ale jest bardzo wyrazista i wyjątkowa. Do tego jedna z moich ulubionych scen finałowych, jakie w życiu widziałem (choćby z tego względu cieszę się, że Kubrick darował sobie ostatni rozdział powieści) i faktycznie wyłania się obraz filmu rozkosznego, ale wracamy do problemów, a te można streścić następująco - przez sporą część tych dwóch godzin i kwadransa patrzymy na obrazy zupełnie zwyczajne, słyszymy dialogi zupełnie zwyczajne i dostajemy do przemyślenia refleksję średnio zajmującą. Jeśli któryś film Kubricka ma problem z przymuleniem, to nie "Odyseja", a właśnie "Mechaniczna pomarańcza".
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz