Stanley Kubrick: "Doktor Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę"
Drugie podejście Kubricka do wojny, niemal tak odmienne od "Ścieżek chwały", jak to możliwe, ale praktycznie na tym samym poziomie. Wymowa jest nie mniej poważna, a może nawet wbrew pozorom głębsza i bardziej złożona, a jednocześnie film jest wyśmienitą, inteligentną komedią, przy czym komizm wydaje się wręcz podkręcać wymowę, a nie spłycać ją. To spore osiągnięcie. Jest tu parę żartów zupełnie autonomicznych i niewyrażających niczego, ale pod większością kryje się krytyka społeczno-polityczna, hiperbolizacja raczej negatywnych cech rzeczywistych typów ludzkich, inteligentna satyra na absurdalno-upiorną sytuację, do której doprowadziła się ludzkość. Można by się spodziewać, że skoro tak, to będzie odrobinę siermiężnie, ale nie jest, to piękna komedia sama w sobie, choć na ogół nie jest to zrywanie boków bardzo bezpośrednie. Zwycięstwo scenariusza nie miałoby jednak nawet ćwierci obecnej siły rażenia, gdyby nie jakość płynąca bardziej wprost z reżyserki: absolutnie doskonały dobór, poprowadzenie i nawet charakteryzacja aktorów (sam pomysł na obsadzenie Sellersa w trzech rolach pięknie podkręca absurd), chłodna zabawa monochromatycznymi subtelnościami na czele z surrealistyczną estetyką Sali Wojennej, ciasne kadry wypełnione przez emblematyczne twarze emblematycznych postaci. Mimo wszystko jest to film odrobinę zbyt mocno zdominowany przez treść, żebym piał z zachwytu (jak piałem kiedyś), ale wciąż świetne kino i moim zdaniem jedno z trzech największych osiągnięć Kubricka.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz