Stanisław Moniuszko: "Halka"

1858

Zawsze wyobrażałem sobie Moniuszkę jako odpowiednik Matejki w muzyce poważnej, a "Halkę" jako odpowiednik "Bitwy pod Grunwaldem" - poprawnie zrobiony, patetyczny, kiczowato-narodowy skarb. Nie jest jednak tak źle, a nawet jest zaskakująco nieźle - to oczywiście nie jest żadne dzieło, bez którego historia opery nie mogłaby się obejść, ale jest lepsze niż parę dużo słynniejszych, "światowych" oper grywanych regularnie na scenach całego świata. Problemem Moniuszki nie jest kicz i świecenie po oczach narodowością, tylko niedostatek oryginalności i przynudzanie, natomiast jest kompozytorem rzetelnym, potrafiącym nieźle oddać pozytywne i tragiczne emocje, jakie rządzą historią "Halki". Uwertura daje nawet nadzieję na naprawdę jedną z ciekawszych romantycznych oper, wprowadza ładny ludowy temat (później trochę za rzadko eksploatowany), kładzie fundamenty pod ciekawy dramat i ma parę chwytliwych melodii. Również pierwszy akt robi poważne wrażenie, Moniuszko potrafi może nie spektakularnie, ale dość sugestywnie oddać poprzez muzykę atmosferę zabawy, akcenty niepokoju, zasugerować łyżkę dziegciu w beczce miodu; formalnie zdarzają się momenty, w których melodia i progresja harmoniczna potrafią przyspieszyć bicie serca. Później następuje rozczarowanie, bo kolejne akty jakby bardzo mało już wnoszą i kolejne fragmenty są do siebie coraz bardziej podobne, aczkolwiek słynna aria Jontka to naprawdę ładna rzecz, a tragizmu w finale nie powstydziłoby się parę operowych Włochów. 

Jeśli ktoś miałby ochotę sugerować "Halkę" jako jedno z największych osiągnięć polskich kompozytorów, to trzeba mu to szybko wybić z głowy, ale jest to jak najbardziej rzecz do odsłuchania z przyjemnością.


6.5/10

Komentarze