Stan Kenton: "City of Glass"
Fascynujący album, co prawda bardziej z punktu widzenia historycznego niż czysto muzycznego, ale zawsze. I dezorientujący. Ostra awangarda jazzowa pięć lat przed pierwszymi nieśmiałymi wypowiedziami Cecila Taylora, siedem lat przed The Shape of Jazz to Come Ornette'a Colemana? I tak, i nie, bo należy sobie zadać pytanie, czy album ten przynależy w ogóle do jazzu. Zespół prowadzi Stan Kenton - wieloletni lider jak najbardziej jazzowych big bandów, a w tej ogromnej orkiestrze dominują jak najbardziej jazzowi muzycy, no i słychać parę jak najbardziej jazzowych dźwięków, ale jest oczywiste, że dużo głośniej pobrzmiewa tu Strawiński, Berg, Webern, Varèse i tego typu weseli panowie niż cokolwiek, co do tej pory reprezentował sobą jazz. To jest przyprawiona jazzem modernistyczna klasyka, która przez ambicje Stana Kentona i Boba Graettingera wyrosła sobie ze środowiska jazzowego. Na początku lat pięćdziesiątych, czyli na długo przed tym, jak jazz odważy się brzmieć tak awangardowo.
A co z samą muzyką? No dobra jest, bardzo agresywna i dysonansowa, trochę paranoiczna i monumentalna. Opiera się na dość potężnym brzmieniu dwóch dużych sekcji, dętej i smyczkowej. Jazzu najwięcej jest w trzecim utworze, w którym mamy wyraźnie zaznaczone rytm perkusyjny i linię basową; w pozostałych za jazz muszą wystarczyć krótkie fragmenty, w których sekcja dęta gra jak tylko trochę zdeformowany big band. I w sumie trzeci wypada najlepiej, jakby Kenton i jego orkiestra wciąż najlepiej czuli się w jazzie. W pozostałych, słabszych tylko nieznacznie, można odczuć odrobinę za duży chaos, ale całość jest interesująca, energiczna i intensywna.
Być może Kenton i Graettinger nawet za bardzo wyprzedzili środowisko jazzowe swoimi ambicjami. Było chyba jeszcze wtedy niegotowe, żeby podjąć tak radykalną awangardę bez zatracenia swojego autonomicznego brzmienia. Może nie zatraciło go na tych nagraniach całkowicie, mimo wszystko to jest mieszanka, ale jednak zanadto przypominająca poważkowy modernizm - w którego morzu niestety przepada, bo ma on do zaoferowania dużo lepsze rzeczy. Zapoznać się jednak wypada każdemu miłośnikowi jazzu, bo to ewenement i w dodatku ładny.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz