Spacemen 3: "The Perfect Prescription"
Sympatyczny i odprężający album, choć nierówny i trochę nieporadny. Problemem Spacemen 3 jest to, że nie wiedzą, w czym są najlepsi i w jaki sposób najbardziej udaje im się zbliżyć do narkotycznego, psychodelicznego zamierzonego efektu. Chodzi o te utwory, w których dominuje noise'owe, garażowe, jednostajne gitarowe tło, które poprzez swój zniekształcony charakter, poprzez bycie zlepkiem rozproszonych, nieregularnych dźwięków sprawia, że repetytywność, rządząca tym albumem, przestaje mieć cokolwiek wspólnego z nużeniem. Niestety takie utwory są tu tylko dwa: Take Me to the Other Side i Things'll Never Be the Same, ten pierwszy uśmiechający się do słuchacza rockowym zacięciem i porywającymi zaśpiewami, a drugi wyjątkowo udanym brzmieniem, będącym jakąś tam reminiscencją eksperymentów VU. Cała reszta to próby stworzenia psychodelicznego efektu zbyt nieśmiałe, czasem wychodzące wprawdzie nieźle (wyjątkowo odprężające Walkin' With Jesus czy Come Down Easy z bardzo fajnym, odprężonym, zluzowanym, przyjemnie niechlujnym wokalem), natomiast zazwyczaj bardzo nijako, daleko od hipnotyczności, blisko nudy, bo zapętlane pomysły są zbyt banalne i prozaiczne. Gdzieś co drugi utwór to muzyka nieprzeszkadzająca, w tle całkiem miła, ale zasadniczo do niczego się nienadająca.
Nic wielkiego, psychodelia raczej karłowata, o szumnym mianie space rocka nie wspominając, ale lubię tę pogodną, zrelaksowaną atmosferę i parę faktycznie narkotycznych momentów, pozytywna rzecz.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz