Sonny Clark: "Sonny's Crib"

1958

Dość standardowy zestaw hard bopowych kawałków na wysokim poziomie, z mocną obsadą w niezłej formie, bardzo równy, aż do bólu. Nie da się tu do niczego poważniej przyczepić, ale i nie da się niczym poważniej zachwycić. Zdecydowanie najmocniejszy punkt programu to tytułowa kompozycja, która wygrywa niezłym tematem i przede wszystkim śmiałą długością, dzięki której panowie mogą się bardziej rozpędzić w swoich solówkach i stąd właściwie każdy muzyk właśnie tutaj wypada najlepiej (poza Artem Taylorem, który ma na tym albumie po prostu być). Wszystkie utwory są niekrótkie, ale solistów jest aż czterech (pięciu z Chambersem), więc na pozostałych solówki są trochę za mało rozbudowane. Mimo obecności Coltrane'a, który - jak łatwo się spodziewać - wygrywa niemal wszędzie, na Sonny's Crib lider mu nie ustępuje, może nawet pokonuje. Druga kompozycja Clarka, jak i trzy obróbki piosenek popularnych, choć bardzo ładne, raczej przepadają w hard bopowym morzu, jakkolwiek balladowa interpretacja Come Rain or Come Shine ma bardzo udaną, senną, wieczorną atmosferę.


7.0/10

Komentarze