Sierra Milenario: Extra Añejo

tequila / 4 lata / Meksyk / 41,5%

Druga po czystej wódce odsłona cyklu "gatunki destylatów, których nie jestem fanem, ale chcę jednokrotnie zdegustować". Tym razem tequila. Ze wszystkich alkoholi, które mnie za bardzo nie interesują, tequila interesuje mnie bodaj najbardziej, trochę przez to, że niekiedy wlewa się ją do beczek, trochę też przez jej niebywałą doniosłość w kulturze tej starej, jak i tej zupełnie dzisiejszej - tequila zdobyła ostatnio na moje oko potężną popularność, nawet na polskich stołach pojawia się coraz częściej. Być może wypadałoby podejść do przynajmniej dwóch tequili - nieleżakowanej i leżakowanej w beczkach, ale chyba ograniczę się do tej drugiej, bliższej memu sercu wersji. Szarpnąłem się od razu na najszlachetniejszą odmianę destylatu z agawy, Extra Añejo, czyli leżakowaną co najmniej trzy lata w beczkach. Producent Sierra Milenario idzie kroczek dalej i przebija stawkę do czterech lat.

Ciemnozłota, głęboka barwa. W zapachu dominuje beczka, słodka, waniliowa beczka, nawet wchodzi w karmel; w tle charakterystyczne nuty soku z agawy, pojawia się też interesujący akcent przyprawowy, trochę pieprzny, trochę a la gałka muszkatołowa, ale bardziej pieprzny, z czasem coraz mocniejszy, wręcz dominujący - aromat dość prosty, ale całkiem przyjemny. W ustach również mocno pieprznie, przy czym nie jest to pieprzność oparta na ostrości jak zwykle, a na aromacie pieprzowym - znów prosto, ale znów miło. Wyjątkowo łagodna przy przełknięciu, prawie nie piecze w gardło, zaraz potem rozpościera intensywny finisz oparty na pieprzu, do którego stopniowo dochodzą nuty słodkie, karmelowe, waniliowe, nawet miodowe - bardzo sympatyczna rzecz, choć tak jak w zapachu i smaku, tak i na finiszu mało skomplikowana. 

Przyjemny trunek o profilu, jakiego się nie spodziewałem, wydaje mi się nawet, że niezbyt reprezentatywny dla tequili. Przyjemny, ale umiarkowanie złożony - dość powiedzieć, że do złudzenia przypomina nalewkę pieprzową (wzbogaconą o beczkę), którą zrobiłem trzy lata temu. Krótko mówiąc, za tę cenę (koło 200 zł chyba) dość bezsensowny zakup, bo zrobienie nalewki kosztowało mnie z dziesięć razy mniej, ale nie wstyd go komuś zaserwować. Na plus też warta odnotowania łagodność. Nie wykluczam, że dam jeszcze jedną szansę tequili, jakiejś białej, bo jak mówię - chyba mało reprezentatywny to był przykład. Ale zgłębiać świata tego trunku, mimo że trafiają się egzemplarze leżakowane w drewnie, nie zamierzam.


7.0/10

Komentarze