Siergiej Prokofjew: II koncert fortepianowy
Prokofiew zapisał się w mojej pamięci jako kompozytor, w którego dziełach dostrzegam sporo bardzo dobrych miejsc, ale którego przeważnie w dużej mierze nie rozumiem, mimo że był daleki od jakiejś wystrzelonej w kosmos awangardy. Po wysłuchaniu tego koncertu rozumiem go chyba jeszcze mniej. Kompozytor zmieszał tu fragmenty naprawdę niesamowite i pod względem formy, i emocjonalności oraz atmosfery z wprawdzie zawsze interesującymi formalnie, zawsze przyjemnymi, ale nieprzystająco błahymi, swawolnymi i nieobciążonymi emocją igraszkami. Można na to spojrzeć jako na dzieło wielowarstwowe, które ma wymowę poważną i ciężką, ale często decyduje się ją skrywać pod płaszczem igraszki, wręcz dowcipu, bezrefleksyjności. Na ogół lubię w ten sposób zbudowane emocje w muzyce, ale tutaj, choć na coś takiego mi to wygląda, to jakoś tak na mnie nie oddziałuje.
Trochę krytycznie to brzmi, ale tak czy inaczej znakomite Andantino w pojedynkę sprawia, że trzeba ten koncert usłyszeć. To niemal solowy występ fortepianu, ale z jednym kluczowym wejściem orkiestry. Rozpoczyna się od klimatycznych, zamyślonych, dość smutnych fraz, zbudowanych z bogatych chromatycznie, tajemniczych progresji harmonicznych i świetnej, oszczędnej melodii. Stopniowo przeradza się w nawałnicę miażdżących akordów, szczególnie lewej ręki, i wirtuozerskich kaskad prawej ręki, co wkrótce zostaje doprowadzone do niemal katastroficznego uderzenia długo milczącej orkiestry. Muzyka bardzo interesująca od strony harmonii i skrajnych synkop w rytmie, a jednocześnie o złożonych, intensywnych emocjach i atmosferze, wciskająca w fotel. W pozostałych częściach warto zwrócić uwagę szczególnie na udane połączenie niemal kabaretowej lekkości z niemal wojenną ciężkością w Intermezzo.
Czy nie oddziaływałby ten koncert silniej, gdyby z części pierwszej uczynić ostatnią?
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz