Sergio Leone: "Za kilka dolarów więcej"
W momencie powstania był to zapewne najbardziej dopracowany i najbardziej epicki western wszech czasów. Leone przewyższył samego siebie na polu rekonstrukcji stylistycznego Dzikiego Zachodu i absolutnie wszystkich na polu efektowności strzelanin, subtelnych, pełnych znaczenia spojrzeń, szybkiego montażu korespondującego z istotą gatunku, psychicznych bardziej niż rewolwerowych pojedynków - krótko mówiąc na polu stylu. Do tego mamy tu epicką historię, choć może trochę zbyt chaotycznie i turbulentnie poprowadzoną; fantastyczną muzykę Morricone, która wespół z estetyką wizualną buduje również chyba najlepszy klimat Dzikiego Zachodu, jaki do tej pory można było poczuć, patrząc na ekran kinowy; trzy kolosalne postacie, bardzo dobrze zagrane (Lee Van Cleef wygrywa). Przyznam jednak, że mi czegoś brakuje do piania z zachwytu. Historia, kiedy biorę ją tak na suchy rozum, jest dobra, ale jakoś nie potrafi mnie pochłonąć; styl Leone potrzebuje jeszcze wygładzenia, efektowność miejscami miesza się z efekciarstwem; postaciom brakuje (jeszcze) trochę luzu i sardonicznego uśmiechu, które w następnym filmie już będą obecne. No jakoś tak polotu jeszcze mi brakuje. Wciąż to jeden z najbardziej esencjonalnych westernów wszech czasów.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz