Sarah Manning: "Harmonious Creature"
Jeden z lepszych XXI-wiecznych albumów jazzowych, jakie słyszałem. Oryginalność nie jest może jego pierwszą zaletą - to raczej pokłosie jazzowej awangardy granej nie od dziś, w oprawie nieco złagodzonej, uprzystępnionej, dość eleganckiej, takiej trochę na modłę akademickiego podejścia do jazzu. Pierwszą zaletą jest równy poziom, a zarazem względne zróżnicowanie materiału - nostalgiczne ballady i intensywne jamy, utwory tajemnicze i niezobowiązujące, a wszystkie na podobnym poziomie. Jest klimatycznie, emocjonalnie, energicznie i sennie na zmianę, a więc barwnie. Wspomniane złagodzenie i "uakademicznienie" skutkuje z jednej strony co prawda często brakiem pożądanej zadziorności, ale z drugiej bardzo wysublimowanymi rozwiązaniami melodycznymi i harmonicznymi. Album ma też przyjemne, pół-elektryczne brzmienie wzbogacone rzadko spotykaną w jazzie altówką. Nigdy nie wspina się na szczyty, ale też nigdy nie schodzi poniżej pagórków.
Copland on Cornelia Street to przede wszystkim subtelna wymiana zdań pomiędzy saksofonem a altówką, pełna ciekawych schematów melodycznych i zaskakujących rozwiązań harmonicznych, podszytych chyba wpływami orientalnymi. Floating Bridge ma pociągający temat, intensywną rytmikę i bardzo dobrą solówkę liderki. Niespieszne, oparte na przeciągłych melodiach Three Chords for Jessica jest spowite aurą mistycyzmu. Don't Answer to the Question to utwór intensywny, ze skomplikowaną progresją harmoniczną i zaangażowanymi solówkami, dość gęsty brzmieniowo dzięki wzmożonej roli gitary. Punktem kulminacyjnym albumu jest jeszcze bardziej intensywne On the Beach - moment, w którym ta względnie łagodna i zdystansowana muzyka na parę minut uderza w mocne emocje, a energiczna, niemal wściekła solówka Manning wkracza nieśmiało na obszary spiritualu. Warte uwagi jest nawet finalne What the Blues Left Behind, lekkie i odprężające, wycofane z awangardy.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz