Roman Polański: "Lokator"

Znalezione obrazy dla zapytania le locataire poster1976

Trzecie i ostatnie poszukiwanie grozy w ciasnych mieszkaniach przez Polańskiego. Reżyser powrócił do tematyki "Wstrętu", biorąc się po raz kolejny za studium (bardziej interesujące zresztą) postępującej choroby psychicznej - odmiany paranoi prześladowczej połączonej z utratą tożsamości. Być może żaden film Polańskiego nie zasługuje na równie dogłębną analizę, jest doprawdy znakomicie pomyślany, złożony i autentyczny psychologicznie. Dostajemy szczątkowy, ale w pewnych aspektach wyraźny obraz głównego bohatera - wrażliwego, nieśmiałego, osamotnionego, zagubionego, czującego się obco i pełnego poczucia winy. Trelkowski zdaje się nieomal skłonny do przeprosin za swoje istnienie. Z drugiej strony reżyser buduje otoczenie - nieprzyjazne, wyczuwające z miejsca słabość i obcość bohatera i mimowolnie je wykorzystujące. Od początku filmu Trelkowski jest ofiarą mniej lub bardziej drobnych nieuprzejmości, otaczających go zewsząd - oschłe słowa, krzywe spojrzenia, bezpodstawne podejrzenia; wszystko to buduje zimną i brudną atmosferę nie tylko upiornego bloku mieszkalnego, ale i całego miasta. Po złożeniu w jedno tych dwóch czynników, wewnętrznych i zewnętrznych, oraz po dodaniu kilku upiornych zbiegów okoliczności, następuje zupełnie wiarygodny rozpad psychiczny głównego bohatera, postępujący coraz dalej i dalej aż do ostatecznego załamania. To w największej ogólności. Paranoja jak paranoja, ale kwestię utraty tożsamości połączonej z motywem cykliczności wydarzeń można by roztrząsać dużo głębiej. I mimo wszystko nie ma ostatecznie pewności, że to, co widzieliśmy, to tylko i wyłącznie choroba psychiczna. Do ostatniej sceny jestem prawie pewien, że tak, że wręcz jest to wprost już stwierdzane pod koniec - Polański miesza realistycznie (od strony kinematograficznej znaczy) przedstawione sceny rzeczywiste i dużo ekspresyjniej nakręcone sceny paranoicznych halucynacji. Ostatnia scena zasiewa jednak ziarno zwątpienia, czy przypadkiem wspomniana cykliczność nie jest czymś więcej niż wytworem umysłu głównego bohatera; ponadto atmosfera tu budowana zdaje się przenikać nie tylko ów umysł, ale spowijać miejsca.

No właśnie, tematyka "Wstrętu", ale sposób reżyserii na szczęście rodem z "Dziecka Rosemary" - to znaczy znów Polański stawia na atmosferę. "Lokator" to właściwie jeden z najbardziej klimatycznych filmów w historii. Nieprzyjazność, posępność, chłód i jakiś pierwiastek zła w budynku, który przedstawiony inaczej byłby tylko zwyczajną kamienicą, są odczuwalne bardzo mocno. Co więcej, nie są to tak po prostu wszystkie te cechy - atmosfera "Lokatora" to po prostu atmosfera "Lokatora", nie da się jej w pełni zdefiniować. Jest budowana bardzo podobnie jak w "Dziecku..." - stopniowe nasilanie dziwnych, coraz mroczniejszych zbiegów okoliczności, klaustrofobiczne efekty wnętrz, świetnie dobrana muzyka, dobrze dobrani aktorzy, znakomite, na wpół makabryczne sceny surrealistyczne; dodać tylko należy, że tym razem Polański poszedł trochę łatwiejszą ścieżką i wybrał lokację dużo podatniejszą na zaaplikowanie jej mrocznej atmosfery (ale oczywiście są ścieżki nieporównywalnie łatwiejsze - to ostatecznie tylko trochę zaniedbana kamienica w środku miasta). No i zdjęcia Svena Nykvista, który znakomicie odnalazł się w ostrym thrillerze psychologicznym.

Są co najmniej cztery bardziej znane filmy Polańskiego, ale ten może być najlepszym.


8.5/10

Komentarze