Robert Bresson: "Ucieczka skazańca"
Ciekawy przypadek ucieczki z nazistowskiego więzienia, przedstawiony w skali 1:1, bez upiększeń, jak zapewnia nas już plansza otwierająca film, bez efekciarstwa, subtelnie i sucho niemal do granic możliwości (jedynym wyjątkiem jest pompatyczna muzyka, ale też rzadko wkraczająca) - nawet aktorzy, żeby tak to ująć, nie tyle grają więźniów, co zachowują się jak więźniowie. A skoro tak, to film jest tak dobry, jak ciekawy jest ów przypadek. I istotnie jest zajmujący, a film ogląda się z zaciekawieniem, mimo że od początku wiadomo, jak się to wszystko skończy (sam tytuł to mówi), do tego rzeczona subtelność i niezły poziom techniczny dają dobre wrażenie estetyczne mimo surowości. Ale jednak w parze z zaciekawieniem idzie... monotonia, znużenie, które w obliczu powtarzających się cyklicznie sytuacji, scen i lokacji nadejść po prostu musi. Od strony "ideologicznej" nie jestem zwolennikiem tego dzieła - walka głównego bohatera jest na tyle interesująca, by zrobić dobry film, dostarczający dużą porcję rozrywki, ale przyjmując tak rygorystyczne podejście nie było mowy o nakręceniu czegoś wybitnego, Bresson dobrowolnie mocno ograniczył potencjalną jakość filmu. On oczywiście tak tego nie widział, ale w moich oczach niejako z góry postanowił, że nakręci dobry i tylko dobry obraz.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz