Robert Altman: "Na skróty"
Właściwie to jeden z najbardziej niewygodnych filmów, jakie obejrzałem, a jednocześnie bardzo dobra, wciągająca rozrywka. Powoli przyzwyczajam się do takich paradoksów w twórczości Altmana. Tym razem reżyser za pomocą swojej mozaikowej narracji zanurza widza w parszywości świata, w którym jedynym pocieszeniem jest to, że większości osób życie i tak prędzej czy później dokopuje. Imponujące, potężne przedsięwzięcie, polegające na równorzędnym prowadzeniu kilkudziesięciu bohaterów i krzyżowaniu ich historii, z których prawie każda jest mniej lub bardziej atrakcyjna i mniej lub bardziej przygnębiająca. Jednocześnie to pół-hołd, pół-antyhołd dla Los Angeles, przekrój przez całe społeczeństwo legendarnego dla kinomanów miasta. Konkurencja jest potężna, ale "Na skróty" ma sporą szansę, by ze wszystkich filmów być tym najlepiej oddającym LA. No i ta obsada. Trochę ten film jest zbyt zachowawczy artystycznie, ale mimo że trwa ponad trzy godziny, świetnie się go ogląda.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz