Quentin Tarantino: "Bękarty wojny"

Znalezione obrazy dla zapytania inglourious basterds2009

Przykro się patrzy na degenerację Tarantino, być może najbardziej przecenionego reżysera w historii kina, ale bądź co bądź w latach dziewięćdziesiątych kręcącego bardzo dobre, oryginalne i smaczne stylistycznie filmy. O ile koszmarny "Death Proof" to częściowo z założenia był filmowy ściek, co częściowo usprawiedliwia, że faktycznie był filmowym ściekiem, o tyle "Bękarty wojny" pozują na pełnoprawne dzieło (Tarantino sugeruje chyba nawet ustami Pitta, że to jego najlepszy film). Właściwie można to podsumować jednym zdaniem - wygląda to tak, jakby jakiś średnio rozgarnięty gimnazjalista próbował nakręcić film o drugiej wojnie światowej "w stylu Tarantino". Sama koncepcja jest bardzo ryzykowna - żeby to zagrało, trzeba maksymalnego polotu i wyczucia humoru, a o jakości tutejszego humoru świadczy najlepiej fakt, iż jego szczytem jest Brad Pitt śmiesznie mówiący po włosku. Efekt to banalny i przewidywalny (wyjąwszy pozbawiony znaczenia, ale faktycznie fajny twist postaci granej przez Waltza) scenariusz rozsmarowany na dwóch i pół godziny taśmy, nędzne, sztywne dialogi (co bardzo ważne, skoro przez większość filmu bohaterowie siedzą przy stołach i gadają), niebędące nawet cieniem "Pulp Fiction" czy "Wściekłych psów", średnio zabawne i wyraziste (choć starające się nimi być) postacie, a przede wszystkim stylistyczna mielizna i nuda, przykra karykatura gęstego stylu z poprzedniej dekady. Zabrakło też wielkiego aktorstwa, jakkolwiek Waltz czy Kruger są nieźli - znajdzie się za to trochę słabego, jak w przypadku Brühla czy Rotha (kolejna degeneracja względem starych dokonań reżysera). Nie ogląda się tego źle, scena w piwnicy na przykład jest wręcz dobra, od pewnego momentu jest w miarę wciągająco, ale nic interesującego tu nie znalazłem. W miarę solidne, przydługie kino rozrywkowe, oto gdzie znalazł się Tarantino w 2009 roku. Nie pomagają nawiązania do historii kina, bo po pierwsze reżyser nawiązuje niesubtelnie, waląc po oczach (jak nigdy), a po drugie nawiązuje do kina, które mogłoby dla mnie nie istnieć (jak zawsze).


5.0/10

Komentarze