Prost: Dark
Wrocław w ciągu roku z miasta z jednym browarem (który wedle relacji browar.bizu podaje klientom zlewki z piw poprzednich klientów) stał się miastem z sześcioma browarami. Super? Nie do końca - wśród tych sześciu (nie licząc Warsztatu Piwowarskiego, z którym się nie zetknąłem) nie ma żadnego, który "brałbym w ciemno". Ilość już mamy, ale jakością naprawdę godną rzemieślniczego szyldu i rzemieślniczych cen szczycić się mógł tylko BSM... tak przez pierwsze parę miesięcy działalności. No nic, to temat na felieton, o który się niedługo chyba pokuszę - póki co wypiję w jednym rzędzie cztery piwa z Browaru Prost. Prost powstał z inicjatywy biznesmena, Ryszarda Pachury, który dorobił się nieprzeciętnie dzięki firmie produkującej siłowniki pneumatyczne. Pan Ryszard przekazał firmę synom, "wyrzucił" ich do ośmiokrotnie większej siedziby, a w starej postanowił urządzić wymarzony browar restauracyjny w bawarskim stylu. Jak wyszło?
Solidnie at best. Ciężko się zżymać na lokalizację browaru, bo skoro budynek był, to trzeba go było wykorzystać, ale niestety dojazd do niego komunikacją miejską jest katastrofalny, a jakie to ma znaczenie przy browarze restauracyjnym - wiadomo. Wnętrze jest przyjemne, dość wymuskane, ale przez to trochę chłodne - gdyby nie warzelnia w centrum sali, nie przypuszczałbym, że jestem w browarze. Zabrakło trochę polotu, jaki jest choćby w Złotym Psie, ale jest w porządku - gdy sala jest pełna, może być nawet klimatycznie. Niestety serwuje się tam jedzenie raczej znośne niż przeciętne, a kelner, który mnie obsługiwał, był okropnie nadgorliwy i udawał, że zna się na piwie. A piwo?
Siedem różnych pozycji brzmi ładnie na papierze, ale rzeczywistość to trzy jasne lagery (jeden póki co nie będzie dalej warzony), hefeweizen, schwarzbier, marcowe, które może uchodzić za jasnego lagera i rzekomo czerwonawe (tak naprawdę złoto-bursztynowe) piwo chmielone nowofalowo (chmiel niestety w ilości "na odwal się"). Jakby się niesympatycznie uprzeć, to jasnych lagerów jest pięć. Nudą wieje tak, że można się zaziębić, ale tu moja bezczelna krytyka się kończy - wszystkie piwa poza marcowym z diacetylem były co najmniej solidne, weizen bardzo dobry, a schwarzbier wręcz świetny - jeden z najlepszych, jakie piłem, cudownie kawowy. Poza tymi dwoma ostatnimi żadnego piwa co prawda bym nie wziął do domu, gdybym nie chciał wspierać wrocławskich inicjatyw, ale wynik na najważniejszym polu działalności browaru oceniłbym na solidną czwórkę z minusem (jak na początek działalności, przynajmniej).
Przygarnąłem cztery piwa. Na pierwszy ogień biorę to, które mnie urzekło, schwarzbiera.
Opakowanie
Bardzo ładna, spójna seria etykiet i fajne, trochę wyższe, bardziej smukłe niż standardowe butelki.
8/10
Barwa
Bez światła ciemnobrązowe, podświetlone zmienia się na miedziane, ładne bardzo.
4/5
Piana
Wyśmienicie obfita i o genialnej wprost gęstości, wspaniale koronkuje szkło, utrzymuje się bardzo długo.
4,5/5
Zapach
Piękne nuty kawowe, które zapamiętałem z browaru, są tu niestety bardzo znacząco przykryte przez odór przypominający kiszoną kapustę. Niech to szlag, paskudny.
0,5/5
Smak
Odór kapuchy się przerzedza, ale dalej ma dużą rolę do odegrania. Czuć, że pod spodem kryje się słód przekuty na kawę, ale na kryciu się właściwie kończy. Smak, w przeciwieństwie do zapachu, nie jest nieprzyjemny, ale jest dość nijaki, płytki.
4/10
Tekstura
Do niej przynajmniej nie da się przyczepić - aksamitna gładkość i idealne wysycenie mocno ratują smak.
5/5
Nie mam ostatnio szczęścia do piw. Co posmakuje mi jakieś piwo pite na miejscu w browarze, przywiezione do domu w butelce okazuje się bez porównania gorsze. Tutaj już w wersji ekstremalnej. Ordynarny DMS zabił kawową rozkosz. Bleh.
3.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz