Port Brewing: Mongo India Pale Ale

Imperial IPA / 8,5% / recenzja z 05.01.2016

Board Meeting pozostaje jednym z trzech najlepiej ocenionych przeze mnie piw w ciągu niecałych trzech lat blogowania. Piłem je już grubo ponad rok temu, dopiero niedawno zaś udało mi się dostać inne piwo z amerykańskiego Port Brewing, po którym oczywiście dużo sobie obiecuję. Piwo to imperialne IPA, uwarzone na cześć przerośniętego kota Mongo, który krzątał się swojego czasu po browarze, a który zdechł zaledwie po ośmiu miesiącach od narodzin. Piękny hołd!

Opakowanie
Przerośnięta (jak kot) butelka ze świetną jak zwykle etykietą, ukazującą tytułowego bohatera na desce surfingowej.
9/10

Barwa
Przepiękny bursztyn, któremu mocne zmętnienie tylko pomaga.
5/5

Piana
Doskonale obfita i gęsta, bardzo dobra, choć już od ideału daleka trwałość.
4/5

Zapach
Bezkompromisowa, intensywna, owocowo-żywiczna lupulina; cytrusy (pomarańcze, grejpfruty) i inne owoce (mango przede wszystkim) wprowadzają element kwaskowo-słodki, a żywica równoważy to swoją pikanterią i wytrawnością. Początkowo rewelacja, ale z czasem trochę słabnie.
8,5/10

Smak
Co nieco przerzedza się to owocowe bogactwo z zapachu, piwo idzie mocno w stronę żywicy. Kontra słodowa też jest raczej umiarkowana, więc robi się bardzo wytrawnie, ale nie jest to bynajmniej piwo niezbalansowane. Brakuje natomiast tych cytrusów, jest po prostu trochę zbyt banalnie. Bardzo dobre i tylko tyle.
7,5/10

Tekstura
Odrobinę za niskie wysycenie.
4,5/5

Cóż, bardzo dobre IIPA i nic więcej, a od takiego browaru, od takich cen i od Stanów oczekuje się jednak więcej. Obawiam się, że mogła je spotkać przypadłość przygaszenia chmielowego efektu, właściwa dla mocno chmielonych piw sprowadzanych zza Atlantyku - główny problem to właśnie takie zmatowienie barwności smaku nowofalowego chmielu. Pozostało mimo to bardzo przyjemnym trunkiem i przypomniało, jak bardzo lubię ten styl, który w drugiej połowie 2015 roku zaledwie dwa razy zagościł na moim blogu.


7.0/10

Komentarze