Pinta & Pracownia Piwa: Happy Crack
Kolejne już tegoroczne piwo kolaboracyjne uwarzone przez Pintę jest wyjątkowo osobliwe. Jak bowiem sahti już w normalnej wersji jest stylem ekstremalnie rzadkim, tak ciemne sahti to już jakaś zupełna fantastyka. Pinta jednak wielkich wyzwań się nie boi, ciemne sahti popełniła, a ja w ciemno strzelam, że jej to wyszło. Dzięki temu piwu mam okazję dodać do blogowych statystyk Pracownię Piwa - wielkiego nieobecnego wśród butelkujących, rozlewającą piwo wyłącznie do pubów. Próbowałem parę razy ich wyrobów i za każdym razem kończyło się ukłuciem lekkiego żalu, że prowadzę niemal wyłącznie butelkowo-domowy tryb picia.
Opakowanie
Etykieta, jaka jest z przodu, każdy widzi. Albo i nie widzi, bo jest po prostu całkowicie czarna i może się zlewać z wypełnioną ciemnym piwem butelką. Bezczelność, ale jako jednorazowy projekt robi bardzo fajne wrażenie, zwłaszcza że z tyłu na szczęście odnajdziemy białą część etykiety z dokładnym składem. Brakuje tylko tych wszystkich pozostałych szczegółowych informacji, które Pinta zwykle wrzuca.
8,5/10
Barwa
Czarne, ale nie tak do końca - przy mocniejszym świetle i po bokach widać ewidentne brązowe, nawet jasnobrązowe łuny - krajobraz wzbogacają, a raczej brudzą białe kawałeczki pozostałości drożdżowych - wygląda dość dziko, nie za pięknie, brudno, ale przynajmniej dość ciekawie.
1,5/5
Piana
Nawet jakaś się tam cząstkowa wytwarza, choć nie na tyle, by chociaż na moment całkowicie przykryć piwo - te marności od razu znikają, choć nawet jakieś ślady pierścienia parę minut się utrzymują.
1,5/5
Zapach
Bardzo przyjemne, choć nie wybitne, łagodne - typowe, słodkie, drożdżowe nuty sahti przełamuje dyskretnie paloność ciemnego słodu, a wszystko okolone subtelną, acz wyraźną wędzonką i nutami jałowca.
7,5/10
Smak
W smaku już jest dużo bardziej ekstremalne, dziwaczne, zdecydowanie bardziej od pierwotnej wersji - w ustach jeszcze może nic wielkiego się nie dzieje, czuć głównie słodycz, ale już przełyk dostarcza pokrętnego kopnięcia wyjątkowo dziwną niby-wędzonką, mocno połączoną z nutami iglastymi, jałowcowymi, bardziej ciekawą niż przyjemną, trochę wkrada się też jakby coś w stylu gałki muszkatołowej - w miarę degustacji coraz mocniej udziela się czekolada; najprzyjemniejsze jest chyba na dalekim finiszu, gdzie ujawniają się nieco czystsze nuty ciemnego słodu na czele z czekoladą; trochę za dużo alkoholu; ogólnie w porządku, nawet smaczne, ale wydaje mi się, że jakieś niespójne, rozchodzące się na wszystkie strony; wybitnie dzikie, nieeleganckie, acz niekoniecznie w negatywnym znaczeniu.
6,5/10
Tekstura
Nie ma tragedii z wysyceniem - jest śladowe, ale na tyle wysokie, że za bardzo nie zwraca na siebie uwagi w towarzystwie dziwnego smaku.
3/5
Nieporównywalnie słabsze od tradycyjnego sahti. Nie wiem, czy ciemne to kiepska koncepcja, czy z wykonaniem poszło coś nie tak, ale jest to jedno z dwóch najgorszych piw Pinty, jakie piłem i jedno z marniejszych rzemieślniczych w ogóle.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz