Pietro Perugino: "Przekazanie kluczy św. Piotrowi"

fresk / 1481-82 / Kaplica Sykstyńska, Rzym

Choć mam wrażenie, że Perugino jest dziś uważany - nie do końca bez powodu - za malarza trochę rzemieślniczego, choć ciężko znaleźć jakieś słowa prawdziwego zachwytu nad jego dziełami i mnie również większość jego obrazów rusza umiarkowanie, to fresk z Kaplicy Sykstyńskiej, namalowany przez niego w młodości, robi wrażenie niemałe z kilku powodów i zasługuje na obecność na ścianie tak doniosłego miejsca. 

Podoba mi się kompozycja, niby nieco nachalnie symetryczna, a jednak symetryczna w ciekawy sposób. Najbardziej lubię tutaj efekt podwójnego centrum. Teoretycznie centrum obrazu to scena przekazania przez Chrystusa kluczy do raju św. Piotrowi i faktycznie jest ona jednym z centrów, ale jest jeszcze drugie - środkowy obiekt architektoniczny, masywne, nieco ekscentryczne połączenie obniżonego baptysterium florenckiego i kopuły katedry florenckiej. Piękny kształt tego budynku w zestawieniu z wyrazistą barwą kopuły bardzo przyciąga wzrok i ostatecznie ciężko powiedzieć, gdzie tak naprawdę jest najważniejsza część obrazu. Co lepsze, oba te centra są symetryczne względem geometrycznego środka fresku - pierwsze powyżej, drugie poniżej, podczas gdy w samym środku znajduje się akurat przerwa. 

Jest tu jeszcze kilka mniejszych i większych, a bardzo przykuwających wzrok zabiegów kompozycyjnych. Ciągłość rzędu postaci na pierwszym planie skontrastowana z budowlami przedzielonymi pustką na górze obrazu; kontrast kruchych, cienkich drzew z masywną architekturą; perspektywa tak wyraziście podkreślona, że mająca w sobie coś z namaszczenia; zachwianie symetrii na drugim planie poprzez umieszczenie tam dwóch zupełnie różnych scen ewangelicznych: skrajnie statycznej po lewej i skrajnie dynamicznej po prawej (choć tu trzeba zaznaczyć, że dynamika Peruginowi wyszła słabo - postacie chcące ukamieniować Chrystusa wyglądają nienaturalnie, jak baletnice zastygłe w teatralnej pozie - przy czym akurat temu obrazowi nie robi to dużej krzywdy); nienachalna powtarzalność póz apostołów z prawej i lewej strony; niewzruszona pionowość natury i architektury kontra elastyczność póz postaci ludzkich. 


Druga sprawa to świetna kolorystyka, którą na innych obrazach Perugina rzadko dostrzegam. Są trzy kluczowe barwy: pomarańcze, błękity i (nieco mniej oczywiste) zielenie. Ich powtarzalność w szatach jest oczywista, natomiast mały majstersztyk to że ta powtarzalność powtarza się też na górze - dachówki, niebo i roślinność tworzą eksplozję barw w cudowny sposób paralelną z tym, co dzieje się na dole z szatami apostołów. I znowu mamy pewne przełamanie - to wyróżniająca się, łososiowa szata ostatniego apostoła po prawej. 

W tym wszystkim leży wielkość dzieła, natomiast jego niewielkość leży w tym, że temat dzieła został przekazany tak, że średnio interesuje. Na twarzach głównych dwóch bohaterów sceny nie dzieje się nic przesadnie ciekawego; Chrystus jest raczej obojętny niż przenikliwie mądry, święty Piotr przesadnie patetyczny. Reszta apostołów nie próbuje nawet udawać, że jest czymś więcej niż rekwizytem. Najciekawsza jest tu chyba twarz samego Perugina, który umieścił się na obrazie - interesująco chłodna w tej swojej surowej powadze i surowym zamyśleniu: zdystansowana czy właśnie przejęta? 

Koniec końców, choć widać tu, że Perugino nie był gigantem rzędu swoich wiadomych współczesnych, to i widać, że był poważnym i pomysłowym malarzem. Obraz, na który dzięki wysublimowanym grom kompozycyjnym można się patrzeć długo, a dzięki pysznej i pogodnej kolorystyce - z niegasnącą przyjemnością.


8.0/10

Komentarze