Ołtaszyn. Kolacja przy świetle zegara
Każde większe miasto ma zapewne takie dzielnice lub osiedla, które uchodzą za elitarne. Z powodów dość różnych w pewnym momencie zaczynają przyciągać ludzi z zasobnymi portfelami, śrubują rekordy cenowe mieszkań i gruntów nawet w dużym oddaleniu od centrum, zapełniają się luksusowymi sklepami i knajpami, a w zbiorowej świadomości mieszkańców miasta otrzymują należną sobie łatkę prestiżu i tak zwanego bogolstwa. Często jednak ten status niemal wcale nie jest widoczny na pierwszy rzut oka, gdy już się na tym osiedlu znajdzie. Niekiedy wręcz nie da się zrozumieć, dlaczego akurat to, a nie inne miejsce stało się tak drogie i pożądane. Wrocławski Ołtaszyn jest dla mnie nie tyle dobrym, co wręcz ikonicznym przykładem tego właśnie przypadku.
Ołtaszyn to osiedle położone na południowym krańcu Wrocławia, faktycznie krańcu: jest najbardziej wysuniętym na południe ze wszystkich, wyprzedzając nieodległe Jagodno o niespełna dwieście metrów. Znajduje się w granicach miasta od 1951 roku; wcześniej było wsią, wzmiankowaną już w 1204 roku jako Oltauschino. W czasach niemieckich nazywała się ona Oltaschin, ale tylko do 1937 roku, kiedy przechrzczono ją na Herzogshufen. Najdłuższy fragment granic osiedla to granica całego miasta; poza tym sąsiaduje na zachodzie z Partynicami przez ulice Obrońców Poczty Gdańskiej i Agrestową (będącymi swoimi przedłużeniami), na wschodzie z Wojszycami (przez bardziej skomplikowany ciąg ulic), a na północy, przez wiadukt kolejowy, z Borkiem i Gajem. Ze wschodnimi Partynicami i całymi Wojszycami tworzy właściwie większą całość południowego skupiska głównie jednorodzinnej zabudowy, jako że graniczy z nimi bardzo płynnie i niejednoznacznie. To bowiem właśnie zdecydowanie osiedle sypialniane ze znaczną przewagą domów jednorodzinnych i wielorodzinnych – brak tu większych zakładów pracy czy miejsc rozrywki. Znaczącą część powierzchni osiedla pokrywają ogródki działkowe, położone na jego północy i w mniejszej części na południu. Za centrum Ołtaszyna można uznać skrzyżowanie jego najruchliwszych ulic, Strachowskiego, Parafialnej i Kutrzeby – również z tego względu, że przy tym skrzyżowaniu znajduje się najbardziej charakterystyczny i zarazem jedyny bardzo charakterystyczny punkt osiedla.
Jak do tej pory da się jeszcze dostrzec potencjał na osiedle elitarne i pożądane: zabudowa jednorodzinna, a więc przypuszczalnie spokój, a do tego wiejska przeszłość bez gęstej zabytkowej tkanki, a więc miejsce na stawianie wypasionych, nowoczesnych willi. To do pewnego stopnia prawda, ale nie są to jeszcze bynajmniej jakieś cechy unikalne: domkowo-willowa przestrzeń we Wrocławiu zdarza się dość często. Metodą faktów dokonanych Ołtaszyn nabył też dodatkową, w pełni obiektywną zaletę: skoro z jakiegoś powodu przyciągnął ludzi zamożnych, to przyciągnął też adekwatne biznesy - bardzo dobre (zwłaszcza jak na taką odległość od centrum) knajpy i sklepy spożywcze, wspierane jeszcze przez ogromne ich zagłębie w tej części Partynic, która wręcz przytula się do Ołtaszyna.
Jednak poza tym Ołtaszyn jest osiedlem zmagającym się z co najmniej dwoma bardzo poważnymi problemami, które w moim odczuciu dyskwalifikują jego kandydaturę na najlepsze miejsce do zamieszkania we Wrocławiu, a nawet na jedno z najlepszych. Najsłynniejszy to fatalne korki, które są efektem miksu trzech czynników: skąpej komunikacji zbiorowej, zagęszczenia gospodarstw domowych (zwłaszcza takich, których właściciele raczej nie wyobrażają sobie podróży zbiorkomem), a w końcu niekorzystnej urbanistyki (z Ołtaszyna nie da się pojechać prosto do centrum, czyli na północ: trzeba najpierw odbić albo na zachód na Partynice, albo na wschód na Wojszyce). Na głównych ulicach osiedla, Strachowskiego i Parafialnej, codziennie, nawet o bardzo egzotycznych i teoretycznie luźnych porach dnia, można zobaczyć katorżnicze korki. Warto dodać, że ulice te są przedłużeniem legendarnej ulicy Zwycięskiej na Partynicach, słynącej z tytułu najbardziej zakorkowanej ulicy w Polsce.
Drugi problem to brak niemal jakichkolwiek terenów zielonych poza ogródkami działkowymi: najbliżej do funkcji parku jest niewielkiemu, zadrzewionemu placowi zabaw przy ulicy Rubinowej, ale niezbyt to poważna kandydatura. Po sensowne zielone przestrzenie wypoczynkowe mieszkańcy Ołtaszyna muszą udać się dość już daleko na północ do Parku Skowroniego lub Południowego albo na zachód na partynickie tereny toru wyścigowego (z których z kolei taki sobie park). Przewaga samochodów nad zielenią oraz brak interesującej zabudowy sprawiają, że Ołtaszyn nie jest szczególnie atrakcyjnym miejscem do spacerów, choć spokój na terenach willowych jest całkiem przyjemny, urok dawnej wsi w jakimś minimalnym stopniu się jeszcze zachował, a w końcu są tutaj przynajmniej dwa punkty godne uwagi.
Jednym z nich jest niewielkie osiedle robotników rolnych przy ulicy Strączkowej, zaprojektowane na początku lat 20. XX wieku przez modernistycznego architekta i urbanistę Ernsta Maya. To grupa kilkunastu podobnych do siebie domków o charakterystycznych, rozległych, falistych dachach z dachówek i fasadach w kształcie dzwonka. W środku ulica Strączkowa rozszerza się na niewielki placyk, gdzie nieco odrealniony wygląd domków robi szczególnie miłe wrażenie.
Drugim i najważniejszym punktem jest kościół Wniebowzięcia NMP, zbudowany na początku XV wieku i konsekrowany 17 maja 1450 roku, powstały na miejscu zniszczonego podczas najazdu husytów w 1428 roku kościoła z roku 1254. W latach 1855-56 został on odrestaurowany i przebudowany na styl neogotycki (15 lat później również wystrój wnętrza zmieniono z barokowego na ten styl), a wieża podwyższona ponad dwukrotnie i przyozdobiona hełmem z kamiennymi sterczynami. W 1945 roku kościół został wykorzystany do obrony Wrocławia przez wojska niemieckie, przez co w wyniku ostrzeliwań wojsk radzieckich został połowicznie zniszczony. Mimo przebudowy świątynia w pewnym stopniu zachowała swoją średniowieczną, gotycką duszę: to jeden z bardziej zakorzenionych w przeszłości neogotyków w mieście.
Kościół jest trójnawową budowlą z cegły, przykrytą sklepieniem krzyżowo-żebrowym. Co szczególnie w nim ładne, to charakterystyczna, niespełna 50-metrowa wieża. Pierwsze cztery kondygnacje wieży są na planie kwadratu, piąta zaś na planie mniejszego ośmiokąta foremnego, przyozdobiona jeszcze stromym hełmem w kształcie ostrosłupa na planie ośmiokąta foremnego, czterema kamiennymi sterczynami i przykuwającymi wzrok czterema tarczami zegarowymi po czterech stronach świata, podświetlanymi w nocy. Cała ta geometryczna zawiłość ma swoje przełożenie estetyczne, wręcz emocjonalne: wieża się wyróżnia, czuć instynktownie jej nieszablonową formę. Bardzo ładnie po zmroku prezentują się także z zewnątrz witraże w części absydowej.
We wnętrzu kościoła, przyzwoicie neogotyckim, możemy podziwiać trzy ołtarze z rzeźbionymi figurami świętych, kolorowe witraże nadające zgrabny kontrapunkt dla surowej bieli, a w końcu okazałe organy. Na osobną uwagę zasługuje cmentarny teren wokół świątyni wraz z kamiennym murem średniowiecznym – wyjątkowo ładnie prezentuje się w okolicach zachodu słońca. Warto zwrócić uwagę na kamienną figurę św. Jana Nepomucena i zespół figur objawień fatimskich, nieco nawiedzających to miejsce. Świątynia ma swój urok - zewnątrz, wewnątrz i jako mały azyl wtopiony w ruchliwe miejsce, bardzo bliski zakorkowanych ulic, ale subtelnie od nich odgrodzony, kawałek innego świata wciśnięty w mało interesującą, przedmiejską zabudowę.
Kościół WNMP, jeden z najładniejszych w tak mocnym oddaleniu od centrum, byłby dla mnie obok zaplecza gastronomicznego jedynym argumentem za osiedleniem się na Ołtaszynie. Argumentem bardzo niewystarczającym. Oczywiście osiedle nie jest tragiczne i można na nim mieszkać bez wątpienia z wielką przyjemnością, a ja nie chciałbym wybiegać myślami zbyt śmiało, ale nie mogę pozbyć się refleksji, że dla mnie Ołtaszyn jest nie tylko miejskim paradoksem, ale też symbolem szerszego problemu w ludziach, którzy zbyt powierzchownie upatrują sobie miejsca do życia, biorąc pod uwagę zbyt mało czynników wpływających na tego życia jakość. Ta prawdziwie elitarna jakość jest gdzie indziej.















Komentarze
Prześlij komentarz