Orson Welles: "Obywatel Kane"
Mocny obraz, ale moim zdaniem nie aż tak mocny, jak chce mnie przekonać wielu krytyków. Najbardziej zaimponowała mi nie patetyczna historia, a świeży ponad miarę aspekt wizualny. Piękne, cieszące oko, często symbolistyczne i metaforyczne zdjęcia, wyrafinowane i podniosłe jednocześnie, budujące wyrazistą atmosferę tajemnicy i losu. Ładny montaż, bardzo płynne i przyjemne, szybkie sekwencje. Momentami fantastyczna scenografia, ostra jak ostrze noża i pełna eleganckiego, wymownego przepychu. Intrygująca, nieco magiczna praca kamery. Zabawy światłocieniem dla budowania tajemnicy. Bardzo smaczne rzeczy. Z formy warto też podkreślić świetny występ Orsona Wellesa (szkoda, że nie bardzo miał z kim grać). Jeśli natomiast chodzi o treść, to historia Kane'a dostarcza z jednej strony imponującego, żywego portretu psychologicznego i w zapadający w pamięć sposób tryska takim mocarnym indywidualizmem, potęgą jednego człowieka, złożonością konstrukcji jego pobudek, dążeń, dobrych i złych cech, płynności; emanuje światem wielkich wzlotów i wielkich upadków, fatalizmem. A z drugiej strony to nudna trochę jest, co najmniej w bezpośrednim odbiorze.
Jasna sprawa, że niesamowicie wyprzedził swoje czasy, że był rewolucyjny - dostrzeże to instynktownie chyba każdy, kto obejrzał już jakiś tam w miarę reprezentatywny zestaw filmów przedwojennych. Może żaden tak nie wyprzedził swoich czasów, może żaden nie był tak przełomowy - nie wiem. Nie licząc tego, co wyprawiali wcześniej Niemcy i Chaplin w szczytowej formie, to być może również najlepszy film, jaki powstał do momentu swojego powstania. Wydaje mi się jednak, że potem nakręcono sporo, sporo lepszych rzeczy - na tyle sporo, że przez myśl by mi nie przeszło nazywać "Obywatela Kane'a" najlepszym obrazem wszech czasów, jeżeli brać za kryterium cokolwiek innego niż przełomowość i wizjonerstwo.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz