Ornette Coleman: "This Is Our Music"

1961

Ze wszystkich albumów Ornette'a sprzed Free Jazzu ten, ostatni, może być najmniej odstającym od The Shape of Jazz to Come. Odstaje zdecydowanie - choć plan jest mniej więcej taki sam, to znaczy żeby grać dziwaczną, nerwową, niesymetryczną, zdeformowaną wersję bopu tudzież ubopowioną, związaną szczątkowymi strukturami wersję free jazzu z ogromną brzmieniową przestrzenią zapewnioną usunięciem fortepianu i nieciągłą grą sekcji melodycznej. Nie ma tu po prostu tak ekspresyjnych emocjonalnie utworów jak Lonely Woman, tak wirtuozerskich jak Eventually, tematy są krótsze i średnio mniej imponujące, jest też trochę mniej swobodnie, szczególnie w obrębie sekcji rytmicznej. Jest bardziej bagatelnie, mniej tu emocji, a więcej zabawy. Poza tym jednak zachowuje This Is Our Music ten pierwiastek wyjątkowości, ostre i drapiące, a zarazem pełne ciszy brzmienie, bardzo kreatywne, pół-bopowe solówki Cherry'ego i nade wszystko Colemana. Jeden utwór to natomiast prawdziwa perełka, posiadający wielką dawkę swobody, zapowiadającą nagrane pół roku później dzieło życia Ornette'a.

Blues Connotation to typowy dla wczesnego Colemana zdeformowany bop - lider wygrywa krótkie frazy o sporym swingu, które wydają się wycinkami z jakiegoś dobrego hard bopowego utworu. Fakt, że te melodyjne i porywające dmuchnięcia są tylko wycinkami i że nie są wpisane w żadną harmonię, sprawia jednak, iż brzmią w pewnym sensie nawet dziwniej, niż gdyby były dziwniejsze same w sobie. Jeśli opener to deformacja typowego hard bopowego szybkiego kawałka, to Beauty Is a Rare Thing można nazwać deformacją jazzowej ballady, ale to już utwór dużo bardziej abstrakcyjny i swobodniejszy, fascynująca luźna konstrukcja, w której każdy instrument zachowuje się bardzo ekscentrycznie - skradające się, przeciągłe dźwięki saksofonu i trąbki, czasem przecięte prymitywistycznymi melodiami niemal z Nowego Orleanu, w towarzystwie utrzymującego stałe napięcie kontrabasu arco i nerwowej, niezrównoważonej perkusji. Łączy się to w dziwaczną atmosferę, spajającej w jedno przesadzony spokój i spore napięcie. Kaleidoscope jest dla odmiany diabolicznie szybki i stanowi pole do popisu dla znakomicie ekspresyjnych umiejętności technicznych Colemana i Cherry'ego; tu już mało jest bopu, a zaczyna się terytorium free jazzu. Zdeformowana interpretacja Embraceable You to na swój sposób liryczny dialog melodyczny Colemana z Hadenem, utwór, w którym ciszy, przestrzeni i samotności jest sporo nawet jak na standardy kwartetów Ornette'a. Końcowe trzy utwory stoją nieco niżej.

Może brakuje tu przepotężnych utworów, ale to mocna dawka wczesnego Colemana na bardzo wysokim poziomie, od początku do końca. No i jedna z bardziej zapadających w pamięć okładek jazzowych albumów.


7.5/10

Komentarze