Olivier Messiaen: "Les Corps glorieux"
Być może najbardziej przekonujące dzieło organowe Messiaena. Jest wyjątkowo medytacyjne, poza kilkuminutowym fragmentem nie prezentuje bezpośredniej grozy, skupia się raczej na tworzeniu misteryjnej, przenikającej już nie emocjonalnie, a mistycznie atmosfery, która zdaje się wyrazem wyższych idei – w przypadku Messiaena można się domyślić, że chodzi o kwestie religijne, ale łatwo postrzegać ten utwór jako silnie kosmologiczny. Szeroka paleta cudownych, kolorystycznie przebogatych wielodźwięków Messiaena, ambient na kilkadziesiąt lat przed ambientem, zróżnicowana forma (zanim zanurzymy się w skomplikowanych harmoniach, zostaniemy urzeczeni monofonią), wysmakowane kontrasty dynamiczne i wysokości dźwięków. Niektóre fragmenty są po prostu genialne – są też takie od geniuszu dalekie i całokształt może nie ścina z nóg, ale robi wielkie wrażenie.
Już początek jest trafiony w punkt – zdecydowanie się na odwołanie do chorału gregoriańskiego, a więc i do monofonii, wprowadza w nastrój nienachalnie mistyczny i tajemniczy. Połączenie chorału i brzmienia organów to wspaniałe połączenie. Przygotowuje na mistyczny odjazd, jaki zaczyna się już w drugiej części, będącej połączeniem ostinato lewej ręki mającego w sobie coś z cichej ekstazy i przenikających duszę na wskroś plam harmonicznych prawej ręki. Trzecia część ma nieco bardziej zróżnicowaną strukturę – zaczyna od nieco niepozornego fragmentu monofonicznego, by przejść w skomplikowany harmonicznie, a następnie szybki, tajemniczy pasaż. Część czwarta najpierw morduje dotychczasowy spokój naporem ciężki, przytłaczających, groźnych i złowieszczych akordów w bardzo niskich rejestrach, by w drugiej połowie przywrócić ją za pomocą niebiańskiej melodii na tle bardzo delikatnych, ale potężnie metafizycznych akordów. W piątce mamy do czynienia z odrobinę mniej metafizycznymi (ale nie odpuszczającymi efektu tajemnicy), a bardziej wirtuozerskimi przebiegami melodycznymi, obracającymi się wokół dwóch przewodnich motywów, glissanda i staccato. Przedostatnia część jest ze wszystkich najbardziej radosne, choć jest to radość ciągle w pewien sposób groźna, przytłaczająca i podniosła. Dzieło kończy się w podobnym nastroju, w jakim się zaczęło – medytacyjnym, przepełnionym metafizyczną tajemnicą, ascetycznym, choć już bez sięgania po monofonię.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz