Olimp: Charon

Belgian Pumpkin Ale / + pestki dyni, prażona cykoria / 5,2% / 13 blg / recenzja z 28.01.2015

Choć trzy piwa Olimpu, jakie piłem, zrobiły na mnie jak na rzemieślniczą półkę wrażenie wręcz bardzo marne, zapowiedziałem po trzecim kolejną szansę. Nie przewidziałem jednak aż takiego wysypu nowych i często ciekawszych browarów. Ostatnio Olimp jest jednak na fali wznoszącej, choć nie wiem, czy nie zawdzięcza tego w dużej mierze popularności swoich etykiet. Moją uwagę przywrócili natomiast stylem, na jaki się porwali - pumpkin ale, a w zasadzie belgijskim pumpkin ale. Lubię dyniowe piwa i kocham belgijskie ale, a takiego połączenia pewnie prędko nie będę miał okazji spróbować w innej wersji, więc wziąłem i liczę, że dzięki temu Olimp na powrót przykuje moją uwagę na kolejnych kilka piw.

Opakowanie
Istotnie, od strony wizerunku opakowań Olimp poprawił się wręcz setnie w porównaniu ze swymi początkami. Obtarte, grube butle (z których jedna ułamała mi się przy odkapslowywaniu) zastąpiły klasyczne dla piw rzemieślniczych, smukłe butelki, a przede wszystkim dużo lepsze stały się rysunkowe etykiety - powiedziałbym, że przestały trącić myszką. Nie wiem, czy dotyczy to wszystkich piw, ale części na pewno, w tym tego. Firmowego kapsla tylko brak, mogliby już o nim powoli myśleć. Dokładny skład zdradza, że będzie to bardzo nietypowe pumpkin ale - zamiast miąższu dyni mamy pestki, a za jedyną przyprawę ma służyć prażona cykoria - jest też prażone żyto na dodatek.
8,5/10

Barwa
Bardzo ciemne, wręcz czarne, dopiero mocne światło czyni je raczej ciemnobrązowym - ładne, ale mogłoby nieco bardziej zdecydowanie iść w stronę czerni lub brązu, ta niemrawość brązowych prześwitów jest w jakiś sposób przeszkadzająca. 
3,5/5

Piana
Marna, jakaś tam jest, ale mało obfita, niespecjalnie gęsta, zupełnie nietrwała - szybko opada do resztek i pierścienia, później zostaje sam cienki pierścień, by w końcu zniknąć zupełnie. 
1,5/5

Zapach
Ładny, stonowany raczej - trochę owoców, trochę dyniowego charakteru, trochę ciemnej słodowości, wszystko w zbyt małych ilościach do pełni szczęścia, jest po prostu za mało intensywny, a szkoda, bo kompozycja godna uwagi; jest też minimalny kwasek. 
6,5/10

Smak
W smaku pojawia się w końcu trochę tych akcentów belgijskich, acz nieprzesadnie wiele, dominuje lekko palony charakter ciemnych słodów, ogarnięte jest przez dobrze wyważoną, ciut czekoladową słodycz, do tego lekka kwaskowatość, znów odrobinę za wysoka; bardzo miły finisz, lekko korzenny, na którym wyczułem mglistą nutę pestek dyni; piwo jest dobre, poza odrobinę za wysoką kwaskowatością bez wad, ale za proste, nie ma w nim żadnego mocnego akcentu, nie ma, żeby tak to ująć, do czego wracać. 
7,5/10

Tekstura
Wysycenie trochę za wysokie, żyto nie nadało specjalnej gęstości.
4/5

No nic, stawiam na dłuższy czas kreskę na Olimpie. Nie z jakimś oburzeniem, ale to raczej nie przypadek, że cztery na cztery ich piwa nie spełniły "moich" rzemieślniczych standardów (Hades był co prawda bardzo dobrym piwem, ale od stoutów imperialnych wymagam niebezpodstawnie chyba najwięcej ze wszystkich stylów). Żonglowanie browarami nie pomogło, na pewno nie w tym rzecz, zwłaszcza jeśli chodzi o Wąsosz to Szałpiw przekonał mnie, że można tu warzyć piwa wybitne. To nie tak, że to są złe piwa - przeciwnie, dobre są, ale przy konkurencji wysiadają i do żadnego z nich nie chciałbym wrócić, bo nie ma w nich nic specjalnego. Gdybym jeszcze ograniczał się do piw polskich, to moglibyśmy rozmawiać, ale piwa polskie to u mnie mniej więcej jedna trzecia bloga. Co to za czasy, że trzeba skreślać browar warzący dobre piwa? No cóż - to są właśnie czasy dobre.


6.5/10

Komentarze