Nilsson: "Aerial Ballet"
Całkiem przyzwoity odprysk po Beatlesach i (w dużo mniejszym stopniu) Beach Boysach - niemal zupełnie nieoryginalny, ale bardzo przyjemny pop wyposażony w eleganckie aranżacje. Zestaw kilkunastu piosenek poruszających czasem smutne tematy, nie stroniących od minorowych tonów, ale promieniujących radosną lekkością, nieobciążonych atmosferą. Nie ma tu mowy o dualizmie słodko-gorzkich emocji jak u zespołów, którymi się Nilsson inspirował - tzn. jest próba wrzucenia goryczki, ale wychodzi z tego zawsze zupełnie lekkostrawna piosenka. Zaletą tego albumu numer jeden są wspomniane aranżacje, zainspirowane Beach Boysami częste i gęste wstawki instrumentów "klasycznych", które tworzą przyjemne brzmienie i parę razy nadają przewodniej melodii kontrapunkt naprawdę bardzo, bardzo ładny. Słychać to zwłaszcza w pierwszych utworów, szczególnie w Daddy's Song (który pojawił się na pierwszym wydaniu albumu, ale przez kuriozalną decyzję wytwórni został później usunięty - wliczam go do recenzji). Drugim są śliczne momentami, przesiąknięte beatlesyzmem harmonie i parę dobrych melodii, zwłaszcza ta w najlepszym na albumie Together, bawiącym się też trochę z rytmem. Fajny pop, naprawdę fajny - jego problemem jest to, że nie ma tu nic ponad Beatlesów, a jest dużo poniżej nich (prawie wszystko, a między tym wszystkim również nieciekawy wokal) i chyba nie ma dnia, żebym posłuchał Nilssona mogąc posłuchać nich.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz