Nicholas Maw: "Life Studies"

1976 / wykonanie: Academy of St Martin in the Fields, Neville Marriner, 1979

Z kwartetu smyczkowego, a więc gatunku zbudowanego na zespole tylko czterech instrumentów o mocno ograniczonym potencjale wertykalnej ekspresji, niektórzy kompozytorzy zdołali stworzyć muzykę o niesamowitej złożoności, nie dającą się nudzić nawet przez parę sekund. Potencjał złożoności kompozycji na piętnaście smyczków musi więc być potężny, choć na ogół takie składy traktuje się już jako orkiestrę, zabierając autonomię poszczególnym wykonawcom. Tutaj Maw w zadziwiająco słabo znanej kompozycji połączył niejako jedno z drugim - nie można powiedzieć, że pewne podejście kameralno-orkiestrowe nie zostało tu zastosowane, jednak rezultat w swojej różnorodności, zmienności, barwności brzmi bardziej tak, jakby każdy wykonawca był solistą. Słychać wyraźny podział ansamblu na dwie grupy, zwłaszcza w niektórych fragmentach cudownie się między sobą przepychają, jednak każda z nich jest daleka od jedności, co chwilę jakiś pojedynczy smyczek wnosi coś tylko i wyłącznie od siebie. Tak to wygląda w szczegółach, natomiast patrząc nieco szerzej, "Life Studies" urzekają niebywałą różnorodnością form i co za tym idzie emocji: balansują pomiędzy post-romantyczną tonalnością przez (najczęściej tu występującą) enigmatyczną "pół-tonalność" aż do chłodnej i nierzadko wręcz agresywnej atonalności. Daje to szeroką i bardzo interesującą paletę nie tylko czysto muzycznego materiału, ale też właśnie poświat emocjonalnych i nastrojowych, tak szeroką, że nie sposób wyróżnić dominującej (a zatem całkiem trafny tytuł?). Tonalność to oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej, urzekają tu przecież również przemyślane zmiany dynamiczne, fakturalne, agogiczne, brzmieniowe (wśród wielu innych fragmentów spotkamy choćby długie quasi-jazzowe pizzicato czy reminiscencje sonoryzmu Pendereckiego). Sama druga część jest różnorodnym dziełem samym w sobie, fascynującą muzyczno-emocjonalną podróżą, a wszystkie osiem daje wycieczkę, która natłokiem wrażeń mogłaby obdzielić znacznie dłuższy utwór. Ma ta kompozycja swoje ograniczenia - nie potrafi przebić się do jakichś głębszych rejonów duchowości (choć wyraźnie próbuje), a kreatywność Mawa nie jest tak olśniewająca jak chociażby Lutosławskiego, ale naprawdę to rażąco zaniedbywany utwór. Stanowił zapewne coś w rodzaju odtrutki na minimalizm w dobie jego szybko rosnącej popularności.


8.0/10

Komentarze