Miles Davis: "Steamin' With the Miles Davis Quintet"

1961

Drugi najlepszy po Cookin', chyba najbardziej zrównoważony z czterech. Wyważona liczba utworów, trochę tego, a trochę tamtego (zadziorny, szybki bop; przerobione na lekki, ale elegancki jazz piosenki popularne; w końcu zamyślone Milesowe ballady), ale brak skrajności, zamiast której mamy tu dopracowanie i obsesyjnie równy poziom - album do wysłuchania od pierwszej do ostatniej sekundy. W różnych momentach błyszczą różni członkowie zespołu, ale ostatecznie to lider zwycięża - z aż rzadką sobie na hard bopowym etapie jawnością.

Pierwsza strona jest trochę lepsza. Surrey With the Fringe on Top to kwintesencja hard bopowej lekkości, luzu, melodyjności, kawałek bardzo niezobowiązujący, pogodny, wręcz trochę przyjemnie przaśny, aczkolwiek zaprawiony spokojem i elegancją formalną kwintetu Milesa. Salt Peanuts w interpretacji z szalonym tempem to już hard bop wirtuozerski, agresywny niemal, ze znakomitą solówką Coltrane'a i jeszcze lepszą Philly'ego Joe Jonesa, jeden z najbardziej ekstrawertycznych i spektakularnych epizodów w karierze tego trzymającego się zwykle nieco w cieniu perkusisty. Wygrywa jednak klasyka Milesowego repertuaru - Something I Dreamed Last Night, chłodna, refleksyjna, gorzkawa, powolna i niebotycznie nastrojowa pół-ballada, w której dopiero ujawnia się wielkość mistrza i wyższość jego klimatycznej, inteligentnie ascetycznej gry nad ówczesną wirtuozerią Coltrane'a. Jej echa odnajdziemy jeszcze w nieco mniej imponującym, finalnym When I Fall in Love.

Nigdy za wiele "cool bopowego" oblicza Milesa.


7.5/10

Komentarze