Miles Davis: "Cookin' With the Miles Davis Quintet"
Jedna z najlepszych płyt z hard bopem Milesa. Jej przewaga nad większością pozostałych zasadza się na dwóch zaletach. Po pierwsze jest mniej utworów, a więc te, które są, są dłuższe, a więc jest więcej czasu na pojedyncze solówki, a więc są one nieco bardziej swobodne. Po drugie repertuar ma korzenie niemal całkowicie jazzowe - jedynym wyjątkiem jest My Funny Valentine, ale i to bardzo dobry wybór jak na piosenki popularne, bo to subtelna i klimatyczna kompozycja. I ostatecznie Kwintet buduje na niej jeden z dwóch lepszych kawałków na albumie - mroczno-sentymentalny temat jest wręcz stworzony dla zdystansowanego, minimalistycznego stylu gry Milesa, który jeszcze pogłębia mrok. Zgrabnie też utwór przechodzi w tony jaśniejsze, w których z kolei świetnie odnajduje się Red Garland. Opener ustępuje tylko drugiemu w historii nagraniu Airegin, bardzo błyskotliwej kompozycji o szybkim tempie Sonny'ego Rollinsa, która wyzwala w Kwintecie prawdziwe wrzenie - dwie znakomite solówki Milesa i Coltrane'a oraz dużo bardziej intensywna niż zazwyczaj robota sekcji rytmicznej, świadectwo doskonałej symbiozy pomiędzy członkami legendarnej jazzowej grupy. W pozostałych dwóch kawałkach jest również bardzo gorąco (stąd nazwa albumu niezwykle trafna, zważywszy na to że hard bop Milesa jest normalnie jednym z chłodniejszych obliczy hard bopu), symbiotycznie, ładnie w tematach i błyskotliwie w solówkach, ale może w porównaniu z powyżej opisanymi dwoma utworami odrobinę brakuje mi uczucia, chęci, by stworzyć coś większego - można minimalnie odczuć, że to jeden z albumów, które Miles, jakkolwiek może i chciał, to przede wszystkim musiał nagrać ze względu na zobowiązania wobec wytwórni. Wciąż to bardzo klasowy bop. Brakuje mi tylko jakiegoś bardzo mocnego strzału jak tytułowy kawałek na 'Round About Midnight, ale tu jest za to równiej.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz