Mike Oldfield: "Tubular Bells"
Słychać talent, który potem rozwinie się w dobrym kierunku, co poświadczy "Ommadawn", słychać imponujące, ambitne nie tylko jak na dwudziestolatka podejście do muzyki rozrywkowej, aczkolwiek słychać też niedojrzałość Oldfielda. Ten fragment z werbalnym, pompatycznym zapowiadaniem wchodzących instrumentów to jedna z najbardziej bezpośrednio żenujących rzeczy, z jakimi się spotkałem w muzyce rockowej, to właśnie ta twarz prog-rocka, którą znamy z opowieści osób najmocniej uczulonych na gatunek (wokal w drugiej części albumu też nie jest, eufemistycznie mówiąc, najsubtelniejszym pomysłem wszech czasów). Ale mniejsza z tymi koszmarkami, które na jakość muzyki jakoś bardzo nie wpływają; przede wszystkim spora część pomysłów Mike'a jest trochę banalna i trochę za długo ciągnięta. To tyle z krytyki, poza tym bardzo przyjemnie się tego słucha, niektóre motywy są nieomal świetne, jak chociażby minimalistyczne pierwsze pięć minut, a multiinstrumentalne brzmienie niekiedy potrafi zahipnotyzować.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz