Microphones: "The Glow Pt. 2"
Oryginalny i na swój sposób odważny album koncepcyjny z naprawdę mocnymi emocjami. Oryginalność polega tu nie na rozwiązaniach czysto kompozycyjnych czy nawet czysto brzmieniowych – utwory są zbudowane raczej banalnie, brzmienie ma sporo oryginalności, ale nie jest nie wiadomo jak wyraziste - a na pewnej nietypowej koncepcji: muzyka tu to ciągły dialog między ciszą a hałasem. Niektóre utwory reprezentują ciszę, inne różne odmiany noise’u, najczęściej zaś dostajemy mieszankę obu. Spajają to wszystko wplatane co chwila fragmenty takiej niemal całkowitej ciszy, przerywanej tylko odgłosami przypominającymi sygnały statku, ciągle tymi samymi, niewzruszonymi muzyką. Całość jest doprawdy specyficzna, ekscentryczność albumu podkręca jeszcze enigmatyczność zespołu.
Z wyróżnień: I Want Wind to Blow to dyskretna, intymna oda do ciszy, samotności, natury. Umiarkowanie interesująca muzycznie, ale pełna bardzo ładnych, delikatnych emocji i z przyjemnym, akustycznym brzmieniem, które pod koniec zostaje przełamane kawałkiem noise'u. The Glow Pt. 2 z kolei zaczyna od trochę mocniejszego noise'u, a potem powraca do emocji - też mocniejszych (tutaj już naprawdę przepięknych); delikatny głos Elveruma na gitarowo-organowym podkładzie buduje melancholijne, rozpaczliwe crescendo, a gitarowo-perkusyjne zakończenie instrumentalne jest całkiem wciągające. Bardzo szybkie jak na ten album The Moon jest na swój sposób chwytliwe, jest jeszcze jedną zabawą w łączenie spokoju, noise'u i melancholii. Tworzy świetny strumień dźwiękowy dzięki subtelnemu połączeniu szumu, delikatnego wokalu, brzdękania gitar, perkusji i dęciaków. Jeden z dwóch szczytów albumu, chyba ten wyższy. Headless Horseman to prosta, emocjonalna piosenka gitarowo-wokalna, przypominająca styl Nicka Drake'a, ale - choć ładna - nie dostarczająca tak wielkich emocji jak Nick w najlepszej formie. The Mansion prostymi środkami buduje bardzo wyrazistą atmosferę; intymny i bardzo ładny fragment. Map przełamuje wkradającą się nudę ze swoim przyjemnym i emocjonalnym, delikatnym noise'em i zaangażowanym wokalem. W I Want To Be Cold bardzo przyjemny, chropowaty noise przykrywa coś, co jest w gruncie rzeczy dość zwyczajną rockową piosenką.
Ale utwory utworami, a tymczasem to koncepcyjność, jednolitość tego albumu jest jego największą zaletą oprócz może dwóch najlepszych kawałków. Utworów naprawdę robiących wrażenie jest tu bowiem trochę mało. Praktycznie cała reszta z osobna mogłaby nie istnieć, ale w kupie jest silna, bo kupa ta emanuje nieprzeciętną atmosferą. Wciąż obciąłbym niejedno, wciąż mogłoby być zwięźlej, ale ten album jak mało który prosi się o wybaczanie powtarzalności czy chociażby ostatniego utworu, składającego się w większości z ciszy.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz