Michelangelo Antonioni: "Powiększenie"
Choć "Powiększenie" to film absolutnie jedyny w swoim rodzaju, można spróbować mówić o nim jako o apogeum kina nowofalowego, przekraczającego utarte w kinie klasycznym granice, schematy, bariery. Antonioni odnalazł całkowicie nowy sposób komunikowania się z widzem, prowadząc subtelną i nieomal okrutną grę z jego percepcją - z technicznego punktu widzenia nie dzieje się nic nadzwyczajnego, na pierwszy rzut oka zarówno diegetyczny przebieg wypadków, jak i montaż, kadrowanie, ruch kamery - wszystko jest "normalne", rewolucja reżysera nie jest łatwa do uchwycenia. A jednak efekt jest skrajnie dziwaczny i odbiór tego filmu to coś niepowtarzalnego. Największa w tym zasługa więcej niż oryginalnego podejścia do narracji: maksymalnie zogniskowanej wokół głównego bohatera, wzorowego samotnika i indywidualisty, z którym rozstajemy się chyba tylko na kilkadziesiąt sekund w ciągu całego filmu; opartej na fabularnych strzępach, z boleśnie powolną akcją i brakiem logicznego kleju pomiędzy poszczególnymi zdarzeniami (jedynie klej czasoprzestrzenny, który jak się tu okazuje skleja bardzo słabo); z mnóstwem ekscentrycznych poczynań głównej postaci (makro, jak zakup śmigła, i mikro, jak choćby rzucenie się do dzwoniącego telefonu). Subiektywizm narracji staje się w pewnym stopniu przyczynkiem i elementem refleksji reżysera nad granicą pomiędzy iluzją a rzeczywistością, błyskotliwie podsumowanej w legendarnej scenie końcowej, konfrontującej obiektywizm medium (kamery, aparatu) z subiektywizmem człowieka, który w dużym stopniu sam decyduje o tym, co widzi. Poza bagażem intelektualnym "Powiększenie" niesie też pewną prostszą przyjemność, płynącą z ciekawych zdjęć (jak zwykle sporo przestrzeni), dynamiki niektórych scen, kontemplacji kontrkultury Londynu lat 60., jednej z najbardziej męskich i czaderskich postaci w historii kina. Nie umiem postawić tego filmu za wysoko w swoim rankingu, jego intelektualizm, brak bezpośredniego piękna i transcendencji emocjonalno-nastrojowej rozmija się z moją wizją sztuki doskonałej, ale w pewnym stopniu chyba go kocham.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz