Michel Tournier: "Piętaszek czyli Otchłanie Pacyfiku"
Pomysł na książkę miał Michel Tournier genialny w swej prostocie. Psychologiczna, wręcz psychoanalityczna wersja historii Robinsona Cruzoe, stawiająca nacisk na przemiany w psychice człowieka skazanego na całkowitą samotność - wiele sobie obiecywałem. Znak zapytania nad zaletami, wadami, potencjałami i zagrożeniami samotności (dla przemożnej większości ludzi, na ślepo opowiadającymi się po stronie wad i zagrożeń, niebędący żadnym zagadnieniem) jest jednym z moich ulubionych znaków zapytania. Do pewnego momentu realizacja tego pomysłu jest również znakomita. Stopniowe pogrążanie się głównego bohatera w obłędzie, balansowanie pomiędzy czarną rozpaczą a wyzwalającą ekstazą, bardzo ciekawe przemyślenia, paralelne w pewnym fragmencie nawet z kantowską koncepcją relacji podmiotu do przedmiotu, sugestywne opisy zmian percepcji pod wpływem niezwykłości sytuacji - świetne, a jeszcze mamy tu wyraźną warstwę metaforyczną, ciągłą łączność ze znacznie mniej ekstremalnymi przypadkami wielu ludzi. Miałem wrażenie, że odkryłem sporą, przegapianą perłę literatury. Po jakimś czasie powieść robi się jednak coraz mniej psychologiczna, mniej gęsta, zepsuta nierzadko nużącymi fragmentami bardziej standardowej literatury opartej na fabule. Cały czas jest interesująca i stymulująca intelektualnie do ciekawych przemyśleń, ale nie tak trafna jak na początku. Dopiero na sam koniec powraca z większym impetem zagadnienie samotności i roli obecności drugiego człowieka w zachowaniu człowieczeństwa. Jest więc trochę nierówno, ale ostatecznie to bardzo dobra powieść i zasługuje na większą uwagę (w całym bibliotecznym Wrocławiu jest tylko jeden egzemplarz, który w dodatku przede mną ostatnio ktoś wypożyczył dwadzieścia lat temu...).
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz