Michael Cimino: "Łowca jeleni"
Z długością swojego subtelnego fresku to Cimino przeholował, ale ciągle jest to jeden z najlepszych filmów o wojnie i poza "Czasem apokalipsy" najlepszy film o Wietnamie. W oryginalny sposób, ale znacznie dobitniej niż prawie każdy film opowiada o horrorze wojny, ma bardzo mocne, ale i subtelne przesłanie pacyfistyczne; reżyserowi wystarczyła tylko jedna, nie za długa sekwencja scen typowo wojennych, dająca bezpośredni kontakt z nieludzkim okrucieństwem, która otoczona jest z tyłu przez obszerny szkic szczęśliwej swoimi tradycjami i przyjaźniami małomiasteczkowej społeczności rosyjskich imigrantów w Ameryce, a z drugiej przez przygnębiający obraz leja po bombie - zniszczonych żyć weteranów i ich bliskich. Poza przemyślaną kompozycją trzech etapów warto zwrócić uwagę na łączność pomiędzy nimi, błyskawiczne cięcia, które radykalnie przenoszą w czasie, przestrzeni i atmosferze - z posiedzenia przyjaciół przy piwie w rodzinnym miasteczku prosto do piekła frontu, z Sajgonu prosto do miasteczka. To nie przypadek czy niechlujność, lecz przemyślany i bardzo trafny zabieg, który uwypukla kontrast. Poza tym może mało spektakularne, ale bardzo ładne i dopracowane zdjęcia, świetny jak zwykle De Niro (daleko od szczytu formy wszak), nieco impresjonistyczna poświata nieśpiesznych scen z miasteczka i jego górskich okolic. Trzy godziny to zdecydowanie zbyt wiele, ale męczą znacznie łagodniej niż większość za długich filmów.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz