Meantime: London Pale Ale
Kolejne piwo z Meantime, londyńskiego browaru, który póki co za wszystkie trzy piwa, jakie degustowałem, zgarnął wybitne oceny. Zbiegiem okoliczności, koncepcja piwa przypominała do złudzenia moją ledwie wczorajszą warkę: tradycyjne, czyli angielskie pale ale chmielone Goldingsem, ale przerobione właściwie na amerykańskie Cascade'em (możliwe też, że Centennialem - strona internetowa browaru o nim wspomina, etykieta nie). Wyprzedzę jednak fakty i już teraz zdradzę, że to po prostu normalny angielski bitter, w którym nowofalowe chmiele nie odegrały poważnej roli poza może lekkim podbiciem goryczki.
Opakowanie
Tym razem zabrakło tego genialnego kształtu poprzednich butelek z Meantime, ale ta też jest bardzo ładna i ze świetną etykietą. Do tego dedykowany kapsel.
9/10
Barwa
Ciemne złoto, idealna klarowność, strużka gazu - ładne, czyste, może minimalnie zbyt banalne.
4/5
Piana
Dość obfita, umiarkowanie gęsta, z trwałością bardzo dobrze - dobra.
3,5/5
Zapach
Bardzo delikatny, nienarzucający się - łagodna, lekko karmelowa słodowość oraz spokojne akcenty kwiatowego, niekoniecznie nowofalowego chmielu - bardzo ładny, chociaż dość prosty i za bardzo delikatny.
7/10
Smak
W smaku może i dalej jest proste, ale dużo bardziej wyraziste - w ustach bardzo przyjemna, mocno zintensyfikowana słodowość typowa dla angielskiego ale, lekko ziemista, a po przełknięciu konkretna, ziołowa goryczka, na dalekim finiszu ziołowo-kwiatowa - lekkie i nieskomplikowane, ale twarde, konkretne, wyraziste, bardzo smaczne piwo, przykładny premium bitter.
8/10
Tekstura
Jest lekko przesycone, ale za bardzo to nie przeszkadza.
3,5/5
Bardzo fajny bitter, choć w przeciwieństwie do poprzednich piw z Meantime nie zapamiętam go jakoś specjalnie. Tradycyjne angielskie browary warzą już i lepsze, i tańsze, i łatwiej dostępne odpowiedniki, więc piwo właściwie do zapomnienia.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz