Maurice Duruflé: Requiem [wersja na pełną orkiestrę]
1947 / Op. 9 / wykonanie: Kiri Te Kanawa, Siegmund Nimsgern, Ambrosian Singers, Philharmonia Orchestra, Andrew Davis, 1977
Nie da się tej kompozycji odmówić rażącej konserwatywności i sporej dawki zachowawczości, natomiast ciężko też odmówić sporej jakości. Duruflé nie skopiował zresztą bynajmniej dorobku minionych epok, lecz zaproponował ciekawą mieszankę dosłownych wpływów średniowiecznych ze współczesną emocjonalnością i technikami z przełomu XIX i XX wieku (może to kuriozalne, ale smyczkowe ostinata, pojawiające się w paru częściach, przywodzą mi trochę na myśl minimalizm Glassa, co sprawia, że Duruflé musiałby się jawić jako wizjonerski, a nie konserwatywny...). Słyszalne jest to już od początku, od Introit - chorały o średniowiecznej proweniencji kontrapunktowane są zupełnie współczesną emocjami partią smyczkową. To pierwszy kompromis.
Wizja mszy zmarłych Duruflé jest o tyle specyficzna, że nie zawiera w sobie nawet pół grama mroku czy przygnębienia - jest refleksyjnie, spokojnie, ale ledwo smutnawo, raczej pogodnie i niebiańsko (a nawet bywa... ekstatycznie radośnie, i to blisko początku, w Sanctus), jakby sprawy cmentarne były już przeszłością i dane nam było oglądać nieboszczyka już po przeprawie na tamten świat. Jakkolwiek lubię słyszeć trochę mroku w requiem, to bardzo udana jest eteryczna, łagodna atmosfera tego dzieła. Eteryczne, spokojne, ale już niekoniecznie medytacyjne. Ważnym elementem są tutaj małe klimaksy, które dość nieoczekiwanie na ogół wyskakują z przeważającego spokoju - najpiękniejszy zawiera się w Domine Jesu Christe, warto zwrócić uwagę na te w Sanctus i Kyrie. To już drugi kompromis, który dobrze koresponduje z trzecim, tyczącym się tej konkretnej wersji instrumentalnej dzieła - Duruflé korzysta z dużej, szerokiej orkiestry, co czasami, w co bardziej monumentalnych i patetycznych fragmentach słychać, ale na ogół szeroki skład jest wykorzystywany oszczędnie, raczej stara się przyozdobić partie chóralne niż prowadzić z nimi rywalizację o prymat.
Nie jest to może dzieło wiekopomne, a jeśli faktycznie tak bezdyskusyjnie najlepsze w dorobku kompozytora, to nie zachęca do przesadnie intensywnego zgłębiania go, natomiast z chęcią usłyszę przynajmniej dwie pozostałe wersje.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz