Mario Vargas Llosa: "Zielony dom"

1966

Opisując to dzieło, ciężko nie zacząć od fascynującej konstrukcji. Powieść w formie puzzli i powieść w formie dorzecza Amazonki zarazem, bo tak chyba można "Zielony Dom" nazwać, to niemałe wyzwanie dla czytelnika, ale jeszcze większe dla pisarza. Autor skomponował kilka historii w bardzo subtelny sposób przecinających się ze sobą tu i ówdzie, w rezultacie tworzących ogromną jedność, ale jedność niemożliwą do objęcia z jednego punktu widzenia. Ten splot poprowadzony jest po mistrzowsku, z niezwykłą naturalnością. To by było oczywiście jeszcze za mało, więc na dokładkę Vargas Llosa pociął tę zlepioną z historii historię na kawałki i stworzył chronologiczną zagadkę. Pozornie mieszanina jest przypadkowa, wydaje mi się jednak, że poszczególne rozdziały są ustawione w takiej kolejności, by układanie puzzli było jak najciekawszym przeżyciem. Ale i na tym nie koniec, autor miesza jeszcze w głowie czytelnikowi, uprawiając istną żonglerkę narracyjną, co chwilę zmieniając punkty widzenia, przeskakując z klasycznej trzecioosobowej narracji do różnych typów strumienia świadomości (pojawi się nawet narracja drugoosobowa i pomoże zresztą autorowi wspiąć na wyżyny wrażliwości), a także wprowadzając tąpnięcia chronologiczne nawet w obrębie jednolitych dialogów. Różnorodność narracyjna jest co najmniej równie fascynująca, co konstrukcja fabuły i chronologii. 

Forma to jednak nie wszystko. Zagadka jest do rozszyfrowania (zresztą w ogólnym zarysie nawet na długo przed końcem lektury) - i wtedy trzeba zadać sobie pytanie, co przedstawiają ułożone puzzle. Trzeba przyznać, że gdyby historię Nievesa, Bonifacji, don Anselma i mnóstwa innych postaci, historię ociekającą uczuciami, namiętnościami, zawiedzionymi ambicjami, tragediami, przedstawić linearnie, nie robiłaby wrażenia niesamowitego, ale i tak spore. Trzeba też jednak jak najszybciej zaznaczyć - z pocięcia powieści nie wypływa jedynie intrygująca zabawa w układanie puzzli, ten zabieg dodaje coś metafizycznego samej fabule, a w każdym razie jej odbiorowi. Wgryzanie się w tę "życiowo epicką" historię z różnych stron pozwala odczuć moc jej realizmu i tragizmu, spokojne świadectwo przemijania ludzi, miejsc i relacji. 


Co do walorów językowych, to pomijając wymiar narracyjny Vargas Llosa nie pisze wybitnie pięknie i wyszukanie, co ma duży udział w tym, że moja ocena nie jest wyższa, ale zdarzają mu się fragmenty wielkie, pełne wrażliwości nie do podrobienia. Ten trochę niepozorny, trochę zwyczajny styl ma też zaletę potężnego działania na wyobraźnię. Dawno żaden tekst nie pobudził mnie tak mocno do wyobrażania sobie miejsc, jak klimatyczne opisy peruwiańskiej dżungli, pustyni, miasteczek, budynków i pomieszczeń w tej powieści


8.0/10

Komentarze