Marani: Kvanchkara 2015
Potrzeba było trzech lat prowadzenia bloga, bym trafił w końcu do regionu, którego pretensje do tronu ojczyzny piwa są uzasadnione jak mało którego - na Zakaukazie. To tam, a dokładnie w Gruzji, odkryto najstarsze ślady uprawy winorośli przez człowieka; to te niepozorne kraje (a zwłaszcza Gruzja) do dziś mogą poszczycić się jednym z ciekawszych przemysłów winiarskich na świecie, może bez rozmachu Kalifornii, Francji czy Włoch, ale z zupełnie odrębną tożsamością. Trafiłem na kvanchkarę (chwanczkarę), czyli półsłodkie czerwone wino z apelacji o tej samej nazwie. Powstało w winnicy producenta Marani, który ma nawet własny oddział w Polsce. Ręcznie zbierane winogrona z regionalnych szczepów Aleksandrueli i Mujuretuli, macerowane 5-7 dni w 23-28 stopniach, następnie wyziębiane, by zachować odpowiednią ilość cukru. Tyle teorii.
Barwa krwi. Miękki i bogaty aromat pełen jeżyn, malin, jagód, w ogóle owoców leśnych, ale też dębu i tanin. Dość słodki. W smaku bardzo wciągające połączenie intensywnej, ale krótkiej słodyczy spod znaku słodkich owoców obecnych już w zapachu z subtelną cierpkością, nieprzegiętą dębiną, minimalną kwaskowatością. Nie jest przesadnie złożone ani intensywne, ale bardzo zgrabne, wybitnie przyjemne, bez ani jednej wady.
Strasznie fajne, niezobowiązujące, ale i nie proste wino, które dość wyraźnie odróżnia się od wszystkiego, co piłem. Tak sobie po prawdzie w dużej mierze gruzińskie i armeńskie wina wyobrażam - ciepłe, biesiadne, kolorowe, co najmniej słodkawe, ale przy tym wszystkim o wyrazistym charakterze.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz