Manuel Göttsching: "E2-E4"

1984

Oryginalne, hipnotyzujące połączenie kilku przeszłych i przyszłych światów muzycznych w nieprzerwany godzinny trans. Punktem wyjścia jest elektronika i minimalizm. Cały ten album, podzielony na utwory, ale będący raczej jednym ciągłym utworem, to powtarzające się w kółko i w kółko, jakkolwiek jednocześnie rozwijające się, przekształcające po cichu schematy rytmiczne, melodyczne i harmoniczne, realizowane przez gitarę oraz elektronikę naśladującą perkusję, bas, syntezatory i w końcu nienaśladującą niczego, złożone w pulsujący, pełny groove'u i taneczności fakturalny splot. Muzyka zwiastująca erę dance'u, w gruncie rzeczy dużo ciekawsza i ambitniejsza od przemożnej większości dance'u. Ostra synkopa, powtarzalność, gęsta faktura, ostrość dźwięku, hipnotyczność - daje to efekt podobny (choć nie aż tak dobry) do nowofalowych peregrynacji Talking Heads, a jednocześnie jest to cały czas położone na miękkim podłożu elektronicznej fali dźwięku w tle, która wprowadza szczyptę metafizycznej aury rodem z muzyki Schulzego (ale tylko i wyłącznie szczyptę - nie ukrywajmy, że Göttsching przy Schulzem to bezrefleksyjny hedonista - ta muzyka ma swoją lekką atmosferę, ale poza tym jest bardzo pogodna, radosna, uśmiechnięta i kolorowa). Album jest skrajnie chwytliwy w bardzo taneczny sposób - na każdym poziomie, rytmu, melodii i harmonii. Jest czystą przyjemnością, a repetycja nie zamienia się nigdy w nudę - po pierwsze nawet na początku zazwyczaj jest jakaś linia nieprzewidywalna, coś zmiennego, nieco improwizatorskiego, a po drugie około połowy albumu, kiedy ucho przyzwyczaja się do schematów już tak bardzo, że z pierwszego planu schodzą w przyjęte za pewnik tło, Göttsching zaczyna w całkiem przyjemny, lekko jazzowy sposób improwizować na gitarze. Odnajduje zatem rozsądne proporcje pomiędzy repetycją a zmiennością. Tą pierwszą pozwala się do oporu przejadać, tą drugą podaje jako lekarstwo na ewentualne bóle brzucha.

Najbardziej ekscytujące fragmenty albumu to minimalistyczne, również w pewien sposób repetytywne improwizacje elektroniczne w Gemäßigter Aufbruch; rozszczepienie struktury harmonicznej w ...Und Mittelspiel i gra w zgadywankę z słuchaczem za pomocą progresji akordów, moment kiedy ta taneczna muzyka przybiera dość emocjonalną poświatę; bardzo subtelne pojawienie się gitary w Ansatz, wchodzącej łagodnie, minimalistycznie, skromnie, stopniowo się rozwijającej, fajnie kontrastującej brzmieniowo swoją miękkością z dotychczasową ostrością; najdalej posunięte chyba na całym albumie gitarowe improwizacje na Damen-Eleganza.

Wielka muzyka to może nie, ale wartościowa. I kawał dobrej zabawy. Wbrew pozorom wymaga skupienia.


7.5/10

Komentarze