Maker's Mark

bourbon / USA / 45%

Już piąty bourbon na blogu. Destylarnia Maker's Mark zabutelkowała pierwszą whisky w 1954 roku, więc raczej niedawno, ale jej powstanie było efektem i końcem długiej drogi przez rozmaite bourbonowe inwestycje rodziny Samuelsów, którzy przybyli do Kentucky ze Szkocji już pod koniec XVIII wieku. Maker's Mark do dziś używa w nazwie słowa whisky zamiast standardowej dla Kentucky whiskey, co od początku podkreślać miało więzy ze Szkocją; sama nazwa marki to z kolei pomysł żony założyciela destylarni, która była kolekcjonerką naczyń cynowych - na każdym z jej eksponatów znajdował się znaczek twórcy i wymyśliła, by przenieść ten zwyczaj do świata bourbonu (zaprojektowała też butelkę wraz z zalaną woskiem szyjką i etykietę). Popularność bourbonu zaczęła się jednak dopiero w latach 80. z pomocą artykułu o rodzinie Samuelsów w prasie amerykańskiej. Zaraz po tym destylarnia wpadła w ręce korporacji, dziś stanowi własność Jima Beama.

Do 2010 roku destylarnia wydawała tylko jedną jedyną whisky - tę, którą dziś zrecenzuję. Od paru lat w sprzedaży są bardziej ekskluzywne edycje, ale tylko dwie i nic to niebywale wyszukanego.

Głęboko bursztynowa. W zapachu klasyczna dębowo-waniliowa słodycz z nutą pomarańczy, wzbogacona o lekkie błyski zbożowe i karmelowe, konfrontuje się z ogólną ostrością i pewną szorstkością, zdradzającymi sporą moc. Ładny zapach, choć trochę surowy - pomaga w tym skropienie wodą, zaledwie parę kropel pozwoliło mocno zredukować narowistość i uczynić aromat bardzo ciepłym, kominkowym, lekko korzennym, jednocześnie niepozbawiony walorów pełnej mocy. W ustach ta szorstkość jeszcze się nasila, nie pozostawiając miejsca na wiele poza pieprzem. Nie zmienia tego nawet odrobina wody, jest piekielnie ostra. Finisz jest już dużo ciekawszy, bardzo intensywnie dębowy i węglowy, na dalszych etapach z lekka owocowy (pomarańcze i leciutkie wiśnie). Dolanie wody wiele już nie zmienia.

Dobry bourbon, nieśmiało wyrywający się w kierunku bardzo dobrego. Prostota trochę go jednak ogranicza. Zapach po dolaniu paru kropel wody jest bardzo ładny, smak natomiast pozostaje trochę nadto agresywny. Udrinkowienie tego trunku bynajmniej profanacją nie będzie. Odrobinę bardziej spodobał mi się dużo tańszy i dużo łatwiej dostępny Jim Beam, co trochę Maker's Mark dyskwalifikuje.


7.0/10

Komentarze