Magda Szabó: "Zamknięte drzwi"
Udana, ładna, przepełniona wrażliwością powieść, która łączy w sobie walory literatury pięknej i rozrywkowej oraz operuje emocjonalnością jednocześnie przystępną - zrozumiałą chyba dla większości ludzi - i interesującą, co za często się nie zdarza. Smutna, ale w dużej mierze ciepła opowieść o niemal baśniowej postaci gospodyni Emerenc i będącej chyba dość dokładnym literackim wcieleniem samej autorki postaci narratorki, niejako na tle tej pierwszej; w końcu o ich specyficznej relacji. Jakkolwiek Emerenc to portret psychologiczny nieco przegięty i nieco histeryczny, to ciekawy i zgłębiany z przyjemnością niepozbawioną sporej dawki rozbawienia (poza tym całkiem zgrabna ta metafora zamkniętego mieszkania jako zamknięcia emocjonalnego), zaś jej skomplikowany związek emocjonalny z narratorką - choć można mu wytoczyć podobne zarzuty - bardzo interesujący i skłaniający do ponownego rozważenia palety i mechanizmu ludzkich emocji. Pokusiłbym się o sąd, że warstwa emocjonalna "Zamkniętych drzwi" - a jest to tutaj warstwa absolutnie nadrzędna - jest zbudowana na wrażliwości wręcz archetypicznie kobiecej. Gdyby dwie główne postacie nie były kobietami, gdybym nie znał autora, gdyby narrator nie mówił w rodzaju żeńskim, wciąż byłbym pewien, że książkę napisała kobieta, choć nie umiem precyzyjnie tego wyjaśnić: niech wystarczy stwierdzenie wrażenia, że choć mamy tu do czynienia z wieloma sytuacjami brutalnymi, choć postać Emerenc jest tragiczna i w sumie to powinna być bardzo przygnębiająca, to prawie zawsze jest to wszystko przedstawiane z niebagatelną dawką ciepła i miękkości, nigdy nie ma tu naprawdę przenikliwego mroku, a zawsze w powietrzu unosi się przeświadczenie, że wszystko skończy się w ten czy inny sposób dobrze i pogodnie (paradoksalnie krótki finał jako jedyny okazuje się być zaskakująco bezwzględny i wtedy smutek - na sam koniec, bo na sam koniec, lecz jednak - staje się nawet dla mnie sugestywny). Każda emocja jest też ściśle powiązana z inną osobą, a samotność ukazywana jako zło ostateczne; dodajmy jeszcze szczyptę fantastycznego spojrzenia na świat (zauważalnego chyba najmocniej w przypisaniu psu niewiarygodnie wielu ludzkich cech), nieco większej niż zazwyczaj przewagi impulsywności nad racjonalnością oraz parę innych niuansów i nie mogę odpędzić się od tego wrażenia silnie kobiecego charakteru tej książki, silniejszego niż sam fakt nieznacznej roli postaci męskich. Przyznam, że nie wstrzela się to wszystko idealnie w moją wrażliwość, ale przesadziłbym też grubo mówiąc, że nuży czy odpycha. Na pochwałę zasługuje warsztat literacki; język autorki nie jest może fascynujący, bardzo oryginalny czy niespotykanie piękny, ale kunsztowny, bardzo umiejętnie i klarownie oddający ten zagmatwany wszak przekaz emocjonalny, pełen wrażliwości na zdarzenia, gesty, obrazy, przedmioty pozornie zwyczajne i nic nieznaczące - Szabó potrafi z codzienności wysupłać sporo magii. Ostatecznie nie odnalazłem tu literackiej wielkości, ale jakoś mocniej ciężko mi się przyczepić - jest interesująco, jest wrażliwie, jest dość wciągająco, jest naprawdę zabawnie, jest pobudzająco intelektualnie, jest mądrze. Po prostu nie jakoś bardzo (no, wrażliwie bardzo). Wciąż zdecydowanie warto przeczytać.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz