Ludwig van Beethoven: XVIII sonata fortepianowa

1802 / Op. 31 No. 3 / wykonanie: Alfred Brendel, 1978

Zazwyczaj gdy Beethoven wchodzi na rejony lekkości, to zaczynam trochę narzekać. Wolę go ciężkiego, czy mamy do czynienia z ciężkim smutkiem, czy ciężkim szczęściem. Tu nie mam prawa narzekać. Cała ta sonata jest niebywale wręcz figlarna, lekka, często sielankowa, prawie bez zobowiązań – czyli teoretycznie mało typowa dla tego kompozytora – a jednak przepyszna. I nie jest to tylko zasługa tego, że w paru miejscach spod tej lekkości przedostają się promienie głębokich i ciężkich emocji, lecz tego, że Beethoven był wielkim, uniwersalnym kompozytorem i używając swojej nieskończonej palety środków wyrazu, tych szczegółowych i tych związanych z szerszym zamysłem, zdołał stworzyć utwór barwny, lekki, przewrotny, a jednocześnie ciężki swoją formalną treściwością.

Pierwsza część to jeden z największych majstersztyków młodego Beethovena. Muzyka niesamowicie lekka, jakby utkana z powietrza, a jednocześnie bardzo gęsta fakturalnie, zróżnicowana, bogata, zmienna. Takie momenty sprawiają, że żałuję braków w wiedzy muzycznej, bo różnorodność i piękno środków wyrazu Beethovena przytłacza, ciężko mi wymienić i nazwać chociaż połowę. Ale weźmy chociażby cudowne kontrasty agogiczne, fakturalne i inteligentne stawianie obok siebie tonów niskich i wysokich; weźmy pomysłowe przejścia, dzięki którym muzyka wprost płynie; weźmy błyskotliwe, choć arcysubtelne zabiegi chromatyczne, dzięki którym spod tej sielanki prześwituje głębsza wymowa emocjonalna. Lekkości nie powstydziłby się Mozart, natomiast bogactwo i gigantyzm środków wyrazu są typowo Beethovenowskie. Druga część również prezentuje ciekawe kontrasty (szczególnie agogiczne i kolorystyczne) oraz posiada rozkoszną figlarność, choć brak jej już tej nieskończonej kreatywności i fakturalnego geniuszu. W trzeciej warto zwrócić uwagę na mistrzowską chromatykę, za pomocą której Beethoven zszywa niewidzialną nicią lekkość i sielankę z powagą czy wręcz mrokiem. Czwarta w końcu urzeka niezwykłą otwartością, żywiołowością, energicznością, kaskadowością melodyczną – i do czego to wszystko prowadzi błyskotliwą transpozycją afirmacji życia na pięciolinię.

Świetna, niedoceniana i bardzo ciekawa dzięki tej nietypowej u Beethovena lekkości, w każdym razie nietypowej z taką siłą rażenia.


8.0/10

Komentarze